Skip to content
18 gru / Wojtek

Poluzjanci – „4P” [RECENZJA]

Kiedy wszyscy już się pogodzili, że ta świetna kapela przestała istnieć, nagle, po 13 latach  pojawia się nowy album. Jako ciekawostkę można sobie przypomnieć, że początkowo byli to Polucjanci, ale ich debiut w Opolu był sygnowany jako TheFormacja, podobno nazwa zespołu nie nadawała się do telewizji głównego nurtu. Ich pierwszy album był wielkim wydarzeniem, powiewem świeżości, nawiązaniem do tego, co grało się wtedy na świecie. A jaki jest „4P”?

Głównym atutem albumu jest jego muzyka, zwłaszcza akompaniament, ale co tu dużo gadać, członkowie zespołu to wybitni instrumentaliści. „W głębi”, utwór otwierający płytę, to nawiązanie do tego, za co kochamy tę formację, jest nowocześnie i stylowo. Później jest różnie, są piosenki takie sobie, ale są też znakomite, jak: „Kowbojski”, „Nie bój się” i „Przez przypadki”. Najlepszy utwór to świetnie zagrany „Ocean” – tu sporo się dzieje w każdej warstwie, zwłaszcza muzycznej, ze świetnym zakończeniem wielogłosowej wokalizy. Zamykająca album „Woda czasu” to nieco inna stylistyka, ale tej piosenki nie da się tak szybko zapomnieć, ma w sobie coś, co zwraca uwagę.

Autorem tekstów jest Janusz Onufrowicz, stały współpracownik zespołu, ale też Badacha w solowych projektach. Dwa teksty anglojęzyczne napisali Karolina Kozak i Andrzej Danek. No właśnie, za każdym razem, kiedy polski artysta nagrywa coś po angielsku, zastanawiam się po co? Że niby jest ochota zainteresowania zagranicznego słuchacza, że kariera europejska? W takich przypadkach słucham tych propozycji jako muzyki w kategorii „open”, a tutaj żaden z naszych artystów nie ma najmniejszych szans w konfrontacji z tym, co nagrywa się na świecie. Oczywiście myślę jedynie o piosenkach, bo polska muzyka instrumentalna bez kompleksów może nas reprezentować na zagranicznych salonach.

Na koniec kilka słów o twarzy, a właściwie głosie zespołu – nie odkryję Ameryki uznając Kubę Badacha za wokalistę wybitnego, jednak znacznie bardziej wolę go jako członka Poluzjantów, bo takiego go poznałem, niż solistę – jego samodzielne albumy nie są tak imponujące. No bo wracając do albumu „4P”, jak potraktować sytuację, w której wokalista dysponujący niezwykłą techniką pozwala sobie na maniery, które są domeną polskich wokalistów klasy B. Myślę tu głównie o śpiewaniu interwałów z dźwiękami pomocniczymi („Kowbojski”), albo koszmarne powielanie spółgłosek: „nic za darmo nie mma”, czy „zbędne jjest”. I szkoda, że tymi kilkoma zgrzytami artysta nieco osłabił mój entuzjazm.

8/10

Zostaw komentarz