Skip to content
8 sie / Wojtek

„Proxy” – Julia Marcel [RECENZJA]

Julia Macrell, artystka która przebojem weszła do naszego SZOŁBIZNESU i……szybko stanęła z boku, nagle sygnalizuje, że coś się będzie działo.  Po 3 znakomitych płytach anglojęzycznych wydaje się, że wokalistka znalazła swoje miejsce na scenie, i nawet zadowala się umiejscowieniem w muzycznej niszy. I słusznie – lepiej być prawdziwą artystką dla małej grupy słuchaczy, niż mainstreamową plastikową lalą. I nagle Julia Marcel elektryzuje świat, obwieszczając pracę nad albumem po polsku. Jeszcze do dziś czuję to zdziwienie i lekkie zniesmaczenie – desperacja? chęć zdobycia tłumów w Polsce? To nie może być dobre.  Jednak….już po usłyszeniu pierwszego klipu, jeszcze przed wydaniem płyty, odetchnąłem spokojnie – artystka, którą podziwiałem od początku, chyba znowu nie zawiedzie.

O muzyczne zdolności artystki kompletnie się nie bałem, za to niepokój wzbudzała nagła chęć śpiewania po polsku. Czy wokalistka, która swą tożsamość artystyczną zbudowała śpiewając po angielsku jest w stanie także zainteresować w swoim języku? Okazuje się, że Julia Marcell radzi sobie znakomicie – jest świetną obserwatorką, jest także mocno osadzona w polskich realiach. Jej nowe piosenki to już coś więcej niż zwykłe poszerzenie repertuaru. Tutaj artystka pokazuje, że spokojnie może znaleźć się w pierwszym rzędzie polskich artystów. Czy jej jednak na tym zależy?

Wspomniana piosenka promująca album („Tarantino”) bardzo mocno sygnalizuje ogólny klimat płyty. Takich piosenek jest tu więcej, może nie są już  tak świetne i przebojowe, ale nadal niezwykle interesujące pod każdym względem: „Tesco”, które dodatkowo wyróżnia się świetnymi głosami w tle, „Wstrzymuję czas” z partią basu przypominającą produkcje Michaela Jacksona, „Więcej niż google” ze świadomymi transakcentacjami w tekście. Dobrze, że obok tych żywszych utworów pojawiły się piosenki liryczne, jak np. „Marek”, bardzo dobra kompozycja ze świetnie dopasowaną do niej aranżacją. Szkoda mi, że w bardzo dobrej piosence „Andrew” wykorzystano brzmienie kwartetu smyczkowego, które samo w sobie jest niezłe, jednak w połączeniu z resztą jest trochę nie na miejscu.

Słuchając po raz kolejny, kolejny i kolejny  tych świetnych piosenek pomyślałem sobie  o pewnym podobieństwie do Marii Peszek. Obie panie w podobny sposób uprawiają swoistą  publicystykę piosenkową. Ta w wersji Julii Marcell jest jednak łagodniejsza i znacznie bardziej ciekawa muzycznie. Może porównanie obu pań jest lekko przesadzone, ale warto podkreślić, że temu spojrzeniu na to co nas otacza,  bliżej im jest do wspomnianej stylistyki, niż do większości polskich wokalistek śpiewających głównie piosenki typu „zostawił mnie, a ja go kocham”.

Po takiej płycie spodziewałem się większego zaistnienia Julii Marcel na polskim rynku. I ono rzeczywiście jest, ale głównie na imprezach o ograniczonym zasięgu, jednak prestiżowych – bo takie są Open’er i Orange Warsaw Festiwal. Artystki nie pokochały jeszcze najważniejsze media – widocznie ktoś ma interes, żeby blokować ją tak długo jak jest to możliwe. I tu znowu dochodzimy do sensu marketingu. Bo jak inaczej wytłumaczyć oszałamiający sukces medialny Korteza, podczas gdy Julia Marcell wyprzedza go o kilka długości. Zreszt.ą porównanie z Kortezem jest zapewne najmniej krzywdzące, bo cała rzesza polskich wokalisteczek nawet nie jest w stanie zbliżyć się do poziomu Julii, a mimo to występuje prawie codziennie.

Moja ocena: 8/10

Zostaw komentarz