Ptakova – „thaw” [RECENZJA]
Ostatnio trochę narzekałem na poziom płyt polskich wykonawców. Spokojnie, nie odkryłem nagle, że jest tak źle, bardziej chodziło mi o kontekst, bo z uwagi na brak ostatnio nowych pozycji rodzimych, dużo więcej słuchałem albumów zagranicznych. Tak, sam sobie zgotowałem ten los….Aż tu nagle….Pojawia się materiał nie mieszczący się w naszym muzycznym skansenie, bo „thaw” Ptakovej przywraca nadzieję, że nawet w Polsce można grać nowocześnie.
To muzyka głównie instrumentalna, mająca piękne nastroje, dobrze zagrana, z głębią i jakimś podskórnym sensem. W połowie materiału nagle słuchamy bardzo prostej, pięknej piosenki – „on and on” to pokaz wyobraźni artystki i dużego smaku. Brawo! A na koniec jeszcze druga zaśpiewana, „salty”. Nieco inny klimat, ale ciągle, konsekwentnie w tych samych ramach.
Poprzedni album artystki bardzo mi się podobał, teraz jest jeszcze lepiej, bo ten materiał, mimo że bardzo krótki, jest spójny koncepcyjnie, dobrze podany i świetnie przyprawiony. Szkoda, że tacy artyści będą w naszym kraju ciągle obszarami niedostępnymi dla tzw. przeciętnego słuchacza.
8/10







