Skip to content
13 kwi / Wojtek

Quebonafide – „Romantic Psycho” [RECENZJA]

"Jestem marketingiem i nieśmiesznym memem"

O tym albumie będzie w podręcznikach marketingu w SZOŁBIZNESIE. Bo Quebonafide przypomniał nam, że muzyka jest produktem, więc zrobił to wyśmienicie: kilka tygodni wcześniej zmienił wizerunek na….powiedzmy ….dyskusyjny, dobudował do tego ideologię wejścia na drogę cnót i ascezy. Na koniec wrzucił do sieci nowy album, który miał tylko coś udawać. Owszem był to nowy materiał, ale pewnie jakieś odrzuty lub szkice. I dopiero na początku kwietnia ukazał się ten właściwy materiał – płyta "Romantic Psycho". Quebonafide, jako lider artystów-skandalistów, rzeczywiście osiągnął zamierzony cel. Jednak teraz ten skandal miał się objawić zupełnie gdzie indziej – ta płyta jest po prostu dobra. 

"Zamknąłem Cię w klatce piersiowej"

Zaczyna się nieco banalnie, jakby słuchowiskiem dla nastolatków, ale potem okazuje się, że to było świadome, bo chodziło o zasygnalizowanie, że to będzie inny Quebo. Bo to miał być album o uczuciach i tych stanach, w których człowiek na krótko głupieje. Zaproszenie Taco Hemingwaya to nawiązanie do wcześniejszego albumu, w którym panowie trochę porozrabiali, i nic więcej. Teraz jednak udział tego akurat gościa to pochodna wpływu na artystę, bo słychać to wyraźnie, że Quebo jest odmieniony, a ta odmiana to nie tylko nowy związek, ale też "terapia", którą artysta przeszedł u boku jednego z ciekawszych autorów tekstów w polskim rapie. Pierwszy utwór świetnie dogaduje się z tym ostatnim. Bo miało być trochę na zasadzie kontrastu, jednak spełniło też znakomitą klamrę. "TOWSZYSTKOBYŁODLACIEBIE", skomponowana, wyprodukowania i zaśpiewana przez Ralpha Kamińskiego to, w połączeniu ze szczerym rapem Quebo zakończenie, po którym nie można mieć wątpliwości, że ten artysta ma jaja. I pewnie świadomie został wyprodukowany teledysk do singlowego SZUBIEBIENICAPESTYCYDYBROŃ, bo tu ten dziwny wizerunek został rozmontowany, Quebo powrócił do siebie, ale tylko fizycznie, bo artystycznie to już ten inny, nieco wycofany, a na pewno nie tak skandalizujący artysta.

"Młody Quebo, w sumie nie zrozumiesz tego

mam małego, a rapuję, jakbym miał dużego​"

Kiedy się przejrzy listę autorów muzyki i producentów utworów to można się zdziwić, że tak sporą grupę udało się ogarnąć. Bo mamy tu wielu doświadczonych producentów: Mr. Krime, Patr00, Emade, Kixnare, Czarny HIFI, Lad Aslan, a także: FORXST, Kasperczyk i Duit. Na 16 utworów taka ilość producentów to wyczyn, bo teoretycznie są tu reprezentanci innych światów i różnych pokoleń, dlatego podziw wzbudza efekt, bo w całości album brzmi jak dobrze zaplanowana całość. Oczywiście słychać wyraźnie częste przeskakiwanie do innych klimatów muzycznych, ale tu właśnie chyba o to chodziło. Bo Quebonafide, jako właściciel tego śmiałego projektu, miał jakąś wizję i na tyle dużo odwagi, że wskoczył na główkę. To samo dotyczy zaproszonych wokalistów. Ważne miejsce w tej układance ma partnerka artysty, czyli Natalia Szreder, przekonująca zwłaszcza w "TĘSKNIĘZASTARYM KANYE" ze świetną muzyką Emade. Ten doświadczony producent, głównie znany ze swojego rodzimego projektu Fisz/Emade/Tworzywo zaznaczył tu swoją obecność jeszcze jednym świetnym  utworem. W "RUMPELSTILSKIN" gościnnym wokalistą jest Vito Bitamino, solista Bitaminy. Niedawno pisałem o fenomenie tego artysty, który coraz częściej pojawia się na albumach innych wykonawców. I tak jak wcześniej jego gościnne występy były charakterystyczne i rozpoznawalne, to teraz wcielił się w zupełnie inną rolę. Brawo! 

"Sława jest słona jak cheddar"

Zaskakujące, że w albumie mającym skupiać się na obsesyjnej miłości artysty tak dużo jest gości – wokalistów i innych raperów. W całym materiale są zaledwie 2 utwory, w których Quebo jest sam, w pozostałych za każdym razem czekają nas niespodzianki. O kilku już napisałem, ale zaskakujące są też duety z młodymi raperami: świetnie wpisał się Mata w najciekawszym chyba "Aspartam", ale niewiele gorszy jest "NIEPŁACZĘPONOTREDAME" z Bedoesem i jego charakterystycznymi falsetami. 

Właściwie każdy gość dodaje tutaj coś od siebie, bo nawet jeśli niektóre utwory są nieco słabsze, to właśnie dzięki zwrotowi akcji stanowią dobry składnik w tej trudnej układance. Takimi są numery z Sokołem ("GAZPROM"), Mrozem ("ŁAJZA"), Smarky Smarkiem ("COJESTMAŁPY"), Sentino ("ŚWIATTOMÓJPLACZABAW"), Kielasem ("AJETLAGTOMÓJNOWYDRAG") i Darią Zawiałow ("BUBBLETEA")

"Mój ojcie ojca grał jak Brando"

Pomimo zapowiedzi i wyraźnych akcentów, pomimo tytułu płyty, Quebo nie byłby pewnie sobą, gdyby skupił się tylko na tematyce sugerowanej na okładce. Bo temat uczucia, mimo że bardzo dominujący, jest ciągle tłem do rozliczania się z przeszłością i komentowaniem codzienności. Mamy więc nawiązania do kolegów z branży, czyli Maty i duetu Syny. Jest też "odgryzienie się" Sebastianowi Fabijańskiemu za to, co ten pozwolił sobie powiedzieć na jego temat. I to już jest cecha wpisana w ten gatunek – raperzy cały czas siebie atakują, albo ze sobą licznie i chętnie współpracują. Akurat w przypadku tego albumu wchodzenie w potyczki słowne z przeciwnikiem nie jest pewnie najlepszym momentem, ale rozumiem, że niektórych obelg nie da się puścić bez odpowiedzi, szkoda tylko, że przy tej okazji Quebo obraził wszystkich aktorów:

gdybym sie urodził z tak zamkniętą głową
pewne raczej też chciałbym zostać a-aktorem
tylko po to by jak najrzadziej być sobą, słowo

I skoro już jestem w okienku "narzekanie", to muszę wspomnieć o dziwnej tendencji do nadużywania sztucznych spójników. Kilka razy, kiedy artyście brakuje sylab do zbudowania frazy, wstawia dziwaczne "no i". Tak dobrze piszącemu autorowi tego typu kwiatki nie powinny się wydarzyć. 

"Szubienica, pestycydy, broń"

Rzadko mi się zdarza, abym do polskiej płyty wracał z taką przyjemnością. Na samą myśl, że za chwilę znowu będę słuchał "Romantic Psycho" śmiała mi się  gęba. Bo to chyba dużo sztuka, aby pozdejmować maski, zejść z piedestału popularności i przekazać nam swoje uczucia. Tak, ten album zrobił na mnie wrażenie.

8/10

 

Zostaw komentarz