Raul Midon – „Lost & Found” [RECENZJA]
Przy okazji jednego z wcześniejszych albumów pisałem, że artystę utożsamia się z jazzem. I pewnie dwie nominacje do Grammy w tej właśnie kategorii są tego konsekwencją, dla mnie jednak styl artysty trudno jednoznacznie określić, a jazz jest kategorią, z którą go nigdy nie łączyłem.
Ten album to mieszanka stylistyczna. Owszem dominują klimaty latynoskie, a najbardziej atrakcyjna piosenka tytułowa jest tu najlepszym przykładem. Są też utwory zaskakujące, jak piękna ballada “Wall of Difference” z delikatnym, zmysłowym akompaniamentem fortepianu, albo nieco folkowa “When We Remember”.
Raul Midon zaczynał jako wokalista sesyjny, głównie z artystami latynoskimi, bo sam ma takie korzenie. I były to duże nazwiska: Shakira, Julio Iglesias, Herbie Hancock i Jose Feliciano. W pewnym momencie artysta zdecydował się przenieść do Nowego Jorku i zacząć solową karierę. Trzeba przyznać, że budowanie kariery w przypadku osoby od urodzenia niewidomej jest wielokrotnie trudniejsze, ale Midon to zrobił – dziś jest dobrze rozpoznawalną marką. „Lost & Faund” to jego 13 solowy album, może nie tak odważny jak poprzednie, ale nadal godny wielokrotnego wysłuchania.
9/10