Robbie Williams – „The Christmas Present” [RECENZJA]
Stylistycznie można się różnić, a im bardziej muzyka popularna stawała się poważnym biznesem, tym bardziej wydłużała się lista gatunków muzycznych. Jednak niezależnie od wybranego kierunku muzycznego te wszystkie, lub prawie wszystkie muzyczne światy, łączy tradycja nagrywania albumów bożonarodzeniowych. Nie widziałem żadnych statystyk, ale nie zdziwiłbym się na wiadomość, że wśród popularnych artystów ci, którzy nie nagrali płyty świątecznej stanowią mniejszość. Tak przynajmniej wydaje się obserwując rynek tego gatunku. Do tego grona teraz dołącza Robbie Williams. Biorąc pod uwagę, że artysta solowo jest już aktywny 22 lata z dorobkiem 11 albumów, to nagranie materiału świątecznego dopiero teraz może być zaskoczeniem, że tak późno. I pewnie dlatego artysta postanowił za jednym razem załatwić wszystkie zaległości.
Album "The Christmas Present" to półtorej muzyki, razem 24 piosenki. A że umieszono je na 2 krążkach, to na drugim, żeby zapełnić miejsce, dodano jeszcze 4 bonus tracki. Nie widzieć czemu, bo stylistycznie te piosenki są raczej z innej bajki.
Podstawowa zawartość albumu to typowe piosenki świąteczne i to głównie te najbardziej znane. Mamy tu więc: "Merry Xmas Everyone", "Let it Snow, Let it Snow, Let it Snow", "It's a Wonderful Life", "Time for Change" i "Christmas (Baby Please Come Home)". Czyli klasyka gatunku. W dodatku bardzo klasycznie, elegancko wykonane, z orkiestrą symfoniczną, ładnymi i dostojnymi aranżacjami. Wszystko wg scenariusza najlepszych albumów tej stylistyki. Dla podkręcenia wyjątkowości artysta zaprosił innych wokalistów, w duetach towarzyszą mu: Jamie Cullum, Helene Fischer, Rod Stewart, Bryan Adams i nawet słynny bokser Tyson Fury.
To płyta z gatunku: to wszystko już słyszeliście. Oczywiście nie ma dramatu, materiał nagrano profesjonalnie, przykładając się do każdego detalu. Ale nie ma tu żadnej magii, żadnych nowych rozwiązań. Jednym słowem – poruszanie się po dobrze znanym terenie, bo piosenki premierowe z tej płyty to jedynie dodatek. Tak to jest, kiedy wielodniowy apetyt chce się zaspokoić podczas jednej kolacji. Nawet wigilijnej.
8/10