Skip to content
1 lis / Wojtek

Rów Babicze jak pudełko czekoladek – „NIERÓWNO POD SUFITEM” [RECENZJA]

Rów Babicze wjechał na salony. I to z impetem, bo jego debiutancki krążek jest wydarzeniem. Wcześniej było kilka singli, których nie znałem, więc „NIERÓWNO POD SUFITEM” był dla mnie pierwszym kontaktem z tą enigmatyczną kapelą. Takie niespodzianki lubię.

Okrywający się za kominiarkami Okoń  i Tepesz sprytnie to sobie wymyślili. Cały czas prowokują, ale nie ukazując swoich twarzy ciągle są zagadką. Otwierające album „CZTERY PORY ROWU” są jak uwertura, albo wręcz streszczenie treści, bo tu się zgadza wszystko: tekst, świetna produkcja (4Money), niezły wokal, a przede wszystkim dużo luzu i bardzo odważny dowcip. Potem jest cały czas w tym stylu – uczestniczymy w beztroskiej zabawie, a mnóstwo sprytnych wrzutek słownych nie pozwala się nudzić.

W środku jest kilka utworów mniej rasowych, jak m.in.: „MUSZĘ LECIEĆ” i „LEKKO CHYCONY” – melodycznie może jest nieco za bardzo populistycznie, ale ciągle jest stylowo  i bezkompromisowo. A może o to chodziło, żeby dać słuchaczom materiał do śpiewania?

Kończy się równie zaskakująco jak zaczyna. „ECHO” jest zupełnie inne, proste i najbardziej piosenkowe, podsumowane urokliwym: „Pozdrawiam Jurek Tepesz”. W całości jednak ten utwór jakoś się mieści, pewnie jako samodzielny utwór wypada gorzej. Bo w tym albumie wszystko ma swój sens – jest prosto, ale nie prostacko, dużo tu finezji słownej i dobra produkcja. No właśnie, o tym trzeba wspomnieć, bo oprócz wspomnianego 4 Money jest tu jeszcze Francis i Kubi Producent. Ten ostatni jest autorem wyróżniających się: „PANCZETTA” i „SOBIE ŚWIECISZ CZY MI?” (do tego charakterystyczny motyw: „Jezu Chryste, Kubi”). I trudno wyróżnić któregoś z panów, bo każdy już wcześniej miał swoją markę, teraz jednak z osobna dokładają coś ciekawego, a na pewno dobrze się dogaduja z raperami, jakby wszyscy stanowili jedną, dobrze zgraną kapelę. Brawo!

8/10

Zostaw komentarz