Skip to content
23 sie / Wojtek

Ryan Tennis – „Two Days on the Fence” [RECENZJA]

Mądrzy ludzie mówią, że podróże kształcą. Co prawda dzisiaj nie trzeba wychodzić z domu, aby znać wszystko,  co się dzieje w muzyce, jednak moje niektóre odkrycia muzyczne łączą się właśnie z wyjazdami. Nie wiem czy tak mocno zafascynowałbym  się muzyką Jamesa Taylora, gdybym 30 lat temu przypadkowo nie usłyszał go w amerykańskiej stacji radiowej. Trudno sobie wyobrazić, abym poźniej nie natknął się na tego artystę, co nie zmienia faktu, że odkryłem go w związku z pobytem gdzieś. W tym samym czasie byłem także pierwszy raz na koncercie Take 6. Ten zespół już znałem z debiutanckiej płyty, ale dopiero usłyszenie go na żywo zmieniło moje postrzeganie muzyki. W tym roku, podczas jednej z podróży, odkryłem dwóch panów: kanadyjskiego artystę występującego pod pseudonimem Bahamas (niedawno pisałem o jego najnowszym albumie) i Ryan'a Tennis'a. I o nim właśnie dziś słów kilka.

"Two Days on the Fence" to już 6 album artysty. Szkoda, że to tylko Ep-ka, bo jedynie 5 utworów bardzo zaostrzyło apetyt na kawał solidnej muzyki. Ten album pokazuje, że artysta zrobił duży krok na przód. Jego wcześniejsze płyty, interesujące i muzycznie atrakcyjne, cały czas obracały się w bardzo określonej stylistyce folkowej. Teraz jest inaczej – nowocześnie i świeżo. Niby ten sam człowiek, autor świetnych piosenek, ale jakby odmieniony. Zresztą sam artysta sam mówi o tym materiale:

"Przy moim poprzednim albumie z 2015 roku spędziłem wiele czasu na cyzelowaniu piosenek, ale to było bardziej zmuszanie się. Teraz skupiłem się na znalezieniu się w odpowiednim momencie." Tutaj autor przywołuje piosenkę tytułową jako przykład nowego podejścia twórczego: "Two days on the Fence to piosenka o miłości, a napisałem ją pod wpływem długiej relacji. Zrozumiałem, że nie jestem w stanie wszystkiego kontrolować; wszystko co mogłem zrobić, to zacząć brać odpowiedzialność za to, co powiedziałem i co zrobiłem. A to przeniosło się na słowa piosenki: cokolwiek ma się zdarzyć, po prostu się zdarzy."

Rzeczywiście, piosenka "Two Days on the Fence" ma prawo się podobać. Tutaj wszystko jest spójne: muzyka dobrze dogaduje się z tekstem, a sposób jej wykonania pokazuje dużą radość grania. Podoba mi się opracowanie dramaturgii, z ciekawie potraktowanym rytmem w akompaniamencie. Brawo! Piosenka łączy się z następnym utworem, "Strange How It's Changing". Słuchając muzyki odnosimy wrażenie, że piosenka w pewnym momencie zamienia się w instrumentalną suitę. Dopiero sprawdzenie track listy informuje nas, że to dwa oddzielne utwory.

Pozostałe piosenki wcale nie są tłem dla utworu tytułowego, bo każda z nich jest osobno atrakcyjna. Otwierająca album "Down & Up" jest dobrze napisaną piosenką, która ma prawo być przebojem. To utwór trochę w stylistyce prezentowanej przez Joe Cockera, ale to bardziej zaleta niż wada:-.) Podobnie jest z "From the Water" – piosenka jest bardzo dobrze zagrana, z ciekawymi fragmentami latynoskimi będącymi w kontrapunkcie do linii melodycznej. Wrażenie robi też kończąca album "Segundo Piso", piosenka zaśpiewana po hiszpańsku. To pokazanie ciągot artysty do muzyki latynoskiej, która ostatnio pojawia się w jego twórczości coraz wyraźniej.

Ryan Tennis jest niewątpliwie artystą, na którego należy zwrócić uwagę. Umiejętność pisania dobrych piosenek to dziś nie tak oczywista umiejętność. W dodatku artysta przywiązuje dużą uwagę do sposobu ich wykonania, aranżacje są przemyślane i dobrze wykonane. Nie można jednak oprzeć się wrażeniu, że materiał brzmi jak nagrania koncertowe. Może o to chodziło, aby ten nieco surowy materiał brzmiał autentycznie? Jeśli jednak potraktujemy te nagrania jako wersję demo, to można się spodziewać, że efekt końcowy byłby jeszcze lepszy. A może wcale nie, bo świeżość i autentyczność to elementy, których każdy wykonawca szuka całe życie. A na żywo Ryan Tennis brzmi jeszcze ciekawiej, jeszcze bardziej prawdziwie. Czekam więc na jego nowy, dłuższy album, z nadzieją na spotkanie z ciekawą muzyką:-)

8/10

Zostaw komentarz