Sam Wills – „Breathe” [RECENZJA]

Sam Wills bardzo długo przebijał się do głównego nurtu, chociaż nie można uznać, że już w nim jest. Jego debiutancki album znalazłem w jednej z platform streamingowych i od pierwszych dźwięków czułem, że to coś bardzo interesującego. I to właściwie bardziej przypadek, bo o tym artyście trudno znaleźć informacje w sieci.
15 autorskich piosenek pokazuje umiejętność pisania dobrych utworów. Wykonawczo też Wills sobie radzi nieźle, swoją naturalną skalę barytonową często uzupełnia bardzo dobrymi falsetami. Można nawet momentami odnieść wrażenie, że śpiewa kobieta. I pewnie dlatego udział Honey Mooncie w „Traingazing” dodaje piosence dodatkowego kolorytu. Właściwie wszystkie piosenki są ciekawe, pomieszanie stylistyk i klimatów. Słychać, że artysta ma swoją wyraźną wizję, a to wszystko oparte jest na solidnych fundamentach nowoczesnej muzyki z charakterem. Mnie szczególnie zainteresowały jeszcze tytułowa, otwierająca album, a także „Lay Down” i „Turn Back”.
Zanim Wills nagrał „Breathe” sporo grał w barach i pubach, sam nazywa ten etap najlepszą szkołę artystycznego dojrzewania. Bo piosenki z płyty nagrane na żywo świadczą o jego doświadczeniu i wykonawczej perfekcji. I dobrze, że chociaż to jest w sieci, bo album nie jest promowany żadnym wideoklipem. Widać, że branża nie traktuje go jeszcze wystarczająco poważnie, ale mam nadzieję, że to się szybko zmieni, bo Sam Wills to bardzo ciekawy, obiecujący artysta.
10/10