Skip to content
29 kwi / Wojtek

The Isley Brothers, Santana – „Power of Peace” [RECENZJA]

Muzyka Carlosa Santany istnieje dla mnie od połowy lat 70., czyli można powiedzieć, że od zawsze. Zdziwiłem się więc odkrywając jego ubiegłoroczny album "Power of Peace". Jeszcze bardziej zaskoczył mnie skład wykonawców, bo album desygnowany jest przez The Isley Brothers, zespół z trochę dłuższym życiorysem artystycznym. Swój pierwszy przebój kapela nagrała w 1959 roku! To niebywałe, że można tak długo być czynnym zawodowo, a zwłaszcza, że album "Power of Peace" jest znakomity. Co prawda z pierwotnego składu zespołu pozostaty jedynie 2 osoby, bracia Ronald i Ernie Isley, ale właśnie oni w połączeniu z Santaną są tutaj głównymi autorami sukcesu.

Pomysł na tę płytę był dosyć prosty – wybór znanych piosenek, głównie tych z estetyki panów z The Isley Brothers. Możemy więc posłuchać świetnych interpretacji znanych utworów, między innymi: Steviego Wondera (Higher Ground"), Burta Bacharacha ("What the World Needs Now is Love"), Billie Holiday ("God Bless the Child") i Marvina Gaye ("Mercy Mercy Me"). Jest też tutaj jedna piosenka premierowa "I Rememer", którą wykonuje jej utorka, żona Santany, Cindy Blackman-Santana. 

Carlos Santana podszeł do tego materiału na luzie. Obejmując kierownictwo muzyczne nad albumem, tworząc wszystkie aranżacje, stworzył wersje interesujące muzycznie. Santana jest także producentem, ale również oprócz znakomitych partii gitarowych występuje tu jako perkusista. Na płycie nie usłyszymy wielkich fajerwerków, ani spektakularnych kreacji zmieniających wersje oryginalne piosenek. Jednak sam klimat, smak i duża powściągliwość świadczą o wielkiej  klasie. 

Ciekawa jest kolejność nagranych piosenek. Album rozpoczyna się energetycznymi "Are You Ready People" i "Total Destruction to Your Mind". I ten początek bardzo się udziela, tego chce się słuchać i cieszyć każdym dźwiękiem. Podobnie jest w piosence "I Just Want To Make Love To You", a zwłaszcza świetnie wykonanej "Love, Peace, Happiness". I te żywe, radosne piosenki świetnie się przeplatają z utworami spokojnymi: "God Bless the Child", "I Remember" i zamykającą album piosenką "Let There Be Pece on Earth". Ten ostatni utwór, znakomicie, wręcz przejmująco wykomany, stanowi świetne zwieńczenie koncepcji całego albumu. Bo to niebywałe, że w czasach wszechobecnych konfliktów, agresji i zachwycania się pozornymi wartościami starzy mistrzowie potrafią nam przypomieć, co tak naprawdę ważne jest w życiu.

10/10

 

 

 

Zostaw komentarz