Sapi Tha King wpada z przytupem(?) – „Wado Loco”. [RECENZJA]
Pewnie nie sięgnąłbym po ten album, gdyby nie Kubi Producent. Ten ciągle młody artysta bardzo szybko zaistniał na naszej scenie. Album solowy, ale głównie współpraca z różnymi raperami dawała nadzieję na powiew świeżego powietrza. I to słynne „Jezu Chryste, Kubi”, znak rozpoznawczy we wszystkich albumach. Teraz ta fraza także się pojawia na płycie, którą Kubi Producent nagrał z Sapi Tha King, czyli, uwaga, swoim o 5 lat starszym bratem.
Wiem, że to debiut. I wiem, że gdyby nie szanowany w branży brat, to Sapi Tha King prawdopodobnie nie wydałby tego krążka. To raczej dziwoląg. Z jednej strony dużo banału, nawet prostactwa, ale są też utwory świadczące o potencjale. Facet, który jako specjalista IT pozwala sobie wjechać, a właściwie wręcz wpaść na profesjonalną scenę, to jednak wydarzenie. Ano właśnie, jego „Baba z HR”, fajnie napisana historia korporacyjnego romansu, robi duże wrażenie. Ale to jedyny utwór godny zainteresowania – jest o poważnych rzeczach, ale lekko i z przymrużeniem oka.
Artysta łamie stereotyp, przyszedł z korpo, a posturą przypomina facetów walczących w klatkach. Zastanawiam się, czy nazywanie go raperem to jednak nie przesada. Większości utworów bliżej jest do kiepskiego popu, a już 3 ostatnie piosenki, to klimaty artystów pokroju Ich Troje. I nie tylko muzycznie, bo przy frazach: „królowo manipulacji, zamknij wreszcie mordę swą”, albo: „jebać stare baby” robi się niestrawnie.
I teraz żałuję, że sięgnąłem po ten album. Jedynie szkoda mi talentu Kubiego Producenta, ale rozumiem, że rodzinę należy wspierać.
5/10