SBB – „Za linią horyzontu” [RECENZJA]
Grupa SBB, tak popularna w latach 70. ubiegłego stulecia, nadal nagrywa. To niesamowite, że kapela, która mocno namieszała w polskiej muzyce XX wieku nadal żyje i ma się świetnie. To także dla mnie satysfakcja, że ciągle mogę obcować z muzyką, która w dużym stopniu ukszałtowała moją estetykę i rozumienie muzyki. Mam więc do SBB sentyment i duży szacunek.
Ten album to 16. studyjny krążek kapeli. I to musi robić wrażenie, zwłaszcza, że SBB nie zmienia się mimo otaczającego nas świata. To właściwie nie powinna być niespodzianka, bo przecież nazwa zespołu zobowiązuje (SBB – Szukaj, Burz, Buduj)! Jednak czy to, co zachwycało wiele lat temu dziś jest nadal atrakcyjne? W czasach, gdy mieliśmy ograniczony dostęp do dobrej muzyki, a jeśli już coś do nas docierało, to wielkie gwiazdy popu i jazzu, każdy wykonawca idący pod prąd był sporym objawieniem. Muzyka instrumentalna inna niż jazzowa była dla nas, słuchaczy, ciągle mroczną sferą – coś tam wiedzieliśmy, ale nie tyle ile można, aby mieć pełną wiedzę. Potem odsłonięto kurtynę i objawił się obraz całego muzycznego świata, który cały czas nam uciekał. W tym czasie muzyka instrumentalna, po wielu eksperymentach, romansach z innymi gatunkami, stała się awangardą światowej muzyki, Tymczasem…..SBB jakby stanęło w miejscu. Ich ostatni krążek to niestety potwierdza. Mimo wszystko nadal można się zachwycać ich zwartą stylistyką, nieco dziś siermiężną, ale bardzo dla tej kapeli charakterystyczną. I to bardzo duży plus dla muzyków, którym udało się pozostać wiernym swoim muzycznym ideałom.
Z tą płytą od początku miałem problem. No bo jak tu krytycznie wyrażać się o takiej kapeli! Nie mogę jednak pominąć faktu, że ktoś tu chyba chciał przedobrzył. To, co zawsze w twórczości zespołu było najciekawsze, czyli muzyka instrumentalna, tutaj broni się świetnie. Utwory malujące muzyką są także tym razem świetne, chociaż z perspektywy tego, co gra się na świecie, jakby nieco zakurzone. Najbardziej podoba mi się kompozycja Apostolisa Anthimosa „Goris”. Zresztą wszystkie propozycje instrumentalne są dużo bardziej interesujące. Wprowadzenie wokalu do niektórych utworów sprawia, że coś z nich ucieka. Ta tajemnica, pewne niedopowiedzenie, obszar na wyobraźnię słuchacza zostają zabite partią wokalną. A może to tylko moje wrażenie, bo zapewne są słuchacze, którzy wolą, kiedy się do nich trafia słowem. Muszę jednak wspomnieć o utworze promującym album . Kiedy pierwszy raz usłyszałem „Odwiecznych wojowników”, nie wiedząc że to SBB, pomyślałem, że słucham jakiejś próby podgrzania się przy znanym cytacie muzycznym. Podobieństwa do kilku polskich piosenek są momentami zaskakujące, jednak szczytem jest wykorzystanie żywcem 2 taktów z refrenu „Niebieskookiej” Krzysztofa Klenczona. I nie zamierzam tutaj zastanawiać się, czy ten fragment mieści się w definicji plagiatu, bo nie o to tutaj chodzi. Dziwię się, że artyści tej klasy, sam kompozytor Józef Skrzek, ale też cały zespół i ekipa realizacyjna, pozwolili sobie na takie niedopatrzenie. Paradoksalnie ta piosenka mocno mi się wbiła w pamięć, więc może o to właśnie chodziło? Mimo wszystko dużo bardziej podoba mi się „Najwyższy czas”, w którym muzyka jest dużo nowocześniejsza. Takie utwory, ale przede wszystkim te instrumentalne, przypominają mi, że SBB to zespół, który nie miał, i chyba nadal nie ma sobie w Polsce równych.
Moja ocena” 6/10