Schafter – „FUTURA” [RECENZJA]

Rok temu, po ukazaniu się jego debiutanckiego albumu, Schaftera obwołano nadzieją polskiego rapu. Po albumie „FUTURA”, który w tym przypadku okazał się potwierdzeniem klątwy drugiego krążka. Okazuje się, że te zeszłoroczne nadzieje były jakby mocno na wyrost. W porównaniu z najgłośniejszym debiutem tego roku, albumem Maty, to co zrobił Schafter to banalny, dobrze wydany tabloid.
Gdybym miał powiedzieć o czym jest ten album, to miałbym spory problem. Bo tutaj za potokiem słów nie ma niczego, co chcielibyśmy zapamiętać. Nie dowiadujemy się niczego interesującego, ani o świecie, ani o samym artyście. A liczne fragmenty po angielsku jeszcze podkręcają miałkość tekstową. Są utwory atrakcyjne, ale na pewno nie jako pierwszoligowe przeboje. Takim jest właśnie utwór, w którym gościnnie zaśpiewała Rosalie.
Muzycznie też jest nijako – nic ciekawego się nie dzieje, a wszechobecny auto-tune to jedynie potwierdzenie, że ten album jest przeciętnym materiałem komercyjnym. I może nie jest tak źle, bo to album, który krzywdy nie robi, ale spodziewałem się czegoś więcej. Bo na tle młodych polskich raperów, jak chociażby Jan Rapowanie, Bedoes, a nawet Żabson, propozycja nagrana w „Futurze” jest występem na poziomie akademii szkolnej.
5/10