Skip to content
11 lip / Wojtek

Schafter strzela sobie w stopę – „Ramotka”. [RECENZJA]

Był nadzieję polskiego rapu, ale każdym albumem pokazuje, że to raczej niewypał. A może ładunek z opóźnionym zapłonem, bo „Ramotka” to album ciekawy. I prawdopodobnie mógłby być bardzo dobry. No właśnie, mógłby być, gdyby artysta wykazał się większym szacunkiem dla słuchacza.

To materiał-dziwadło. Z jednej strony bardzo dobra muzyka, taka która mnie przyciąga, ale poza nią właściwie nic więcej. Materiał jest tak zgrany, że tekst jest gdzieś w tle, jakbyśmy słuchali muzyki instrumentalnej  z wokalizami. Jakby artyście nie towarzyszyli fachowcy, albo co najmniej osoby życzliwe, bo przecież średnio zorientowany człowiek, który słyszy materiał pierwszy raz od razu zwróci uwagę na złe proporcje. Bo nie ważne czy utwór jest po polsku,  czy po angielsku (WDF?), to nie bardzo wiemy o czym jest mowa. Dopiero wysłuchanie piosenek z teledyskami pokazuje prawdziwy sens materiału. Bo jeśli artyście chodziło o pokazanie chaosu, to udało mu się to znakomicie. Obawiam się jednak, że nie takie było założenie. Można odnieść wrażenie, że ten materiał to nawet nie demo, a nagranie „na brudno” – takich rzeczy nie powinno się pokazywać.

Słychać, że Schafter ma potencjał, bo coś tam się jedna dzieje, jest jakaś dramaturgia, szkoda, że tak łatwo zmarnowana. I to ciekawe, bo kiedy artysta gości u innych raperów, to słychać go i można zrozumieć, więc to nie kwestia koncepcji bełkotliwości, a raczej niefrasobliwość. Jakby artyście nie zależało, aby ludzie zrozumieli, o czym nam opowiada. Żeby dowiedzieć się o czym autor śpiewa musiałem przeczytać teksty. Czy o to chodzi w muzyce z tekstem?

6/10

Zostaw komentarz