Skip to content
26 cze / Wojtek

Sebastian Fabijański – „Primityw „RECENZJA’

Raperzy lubią, nazwijmy to delikatnie, sprzeczać się między sobą. Nagminnie o tym mówią w wywiadach, ale też rapują w swoim repertuarze. Dziwne to środowisko……bo chyba żadna inna branża nie jest tak napastliwa do siebie. Paradoksalnie jest tu też druga strona monety – raperzy masowo występują na albumach swoich kolegów. Czasami tych gości jest kilkunastu – w ten sposób możemy sporządzić mapę przyjaciół i wrogów. Sebastian Fabijańki jescze przed wydaniem debiutanckiego albumu stał się celem kolegów z branży, z wzajemnością zresztą. Zaraz, zaraz…..Czy to na pewno koledzy z tej samej branży? No właśnie, tu chyba tkwi problem, bo nagle do tego hermetycznego środowiska próbuje wejść aktor, w dodatku aktor z niezłym dorobkiem. Czyżby pusta zazdrość? Muszę więc wysłuchać albumu Fabijańskiego. 

I teraz, po wysłuchaniu "Primitywa" nie dziwię się już, że tak atakowano Fabijańskiego. Dziwię się natomiast, że sam zainteresowany otwiera nowe drzwi. Bo jeśli ktoś myśli, że zmieniając środek wyrazu z aktorstwa na rap nagle zeruje się liczniki, to nic z tego. Przecież nie da się zapomnieć tego wszystkiego, co wiemy już o człowieku. Bo dotychczas Fabijański był sprawnym, zdolnym aktorem. A jego płyta? No cóż, dla mnie nijaka i mocno wymuszona. Jakby aktor chciał nam udowodnić, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Zapomniał jedynie jaki jest obecnie, bo jeśli słyszę faceta po 30., który zachowuje się jak początkujący małolat, to mogę się w najlepszym przypadku zdziwić. I żeby nie było – artysta od razu che się dystansować od środowiska chcąc zaimponować erudycją. Tutaj wrzutki z Gombrowiczem, Herbertem, Napoleonem i mickiewiczowskim Konraden sąsiadują z prostymi przekleństwami. Jakby artysta mówił, że nie ma jednej twarzy, dla podkreślenia więc chwali się, że nigdy nie był w filharmonii. Po co?

Właściwie jedyny interesujący utwór to "Prymityw" – tutaj jest rasowo i śmiało. I co z tego, skoro sąsiaduje z bardzo miałkimi utworami, a kropkę nad "i" stawia kilka koszmarków: "Nieaktualne", "Sorry" i "Więzień" z niezrozumiałym udziałem Soni Bohosiewicz. Osobno muszę napisać o "Ying/Yang", bo ciągle nie wiem, czy to utwór interesujący, tylko coś tam nie wyszło do końca. Może zabrakło pomysłu, bo utwór na pewno zwraca uwagę.

Swoim fonograficznym debiutem Sebastian Fabijańki chciał rozszerzyć portfolio swoich artystycznych możliwości. Obawiam się, że może być odwrotnie, bo w przypadku doświadczonego aktora niedopuszczalne są błędy techniczne, głównie liczne transakcentacje i duże fragmenty niezrozumiałego tekstu.  Co prawda te niedoróbki są typowe dla całego gatunku, ale w tym przypadku można było spodziewać się czegoś więcej. Mogę więc tylko namawiać artystę, żeby zapomniał o tym epizodzie i skupił się na aktorstwie, bo to wychodzi mu o niebo lepiej!

5/10

 

Zostaw komentarz