Skip to content
16 maj / Wojtek

Słoń – „Zero absolutne” [RECENZJA]

Po ten album sięgnąłem głównie z ciekawości, bo mój pierwszy kontakt z tym artystą był obiecujący. Potem nie było już tak dobrze. Może więc tym razem artysta wrócił na swoje dobre, artystyczne ścieżki?

Rozpoczyna się nieźle, bo „Westernowe Mega Ważne Intro” jest bardzo zabawne. Rodzi się nadzieja, że artysta powrócił do tego, co mu najlepiej wychodzi, czyli opowiadania historii. Niestety okazuje się, że to jednorazowy strzał, później kompletnie nie kontynuowany. No może jeszcze w następnym „FPS” na siłę można doszukać się konsekwencji, ale to już wszystko. W pozostałych utworach jest nawet dosyć rasowo i odważnie, ale raczej o wszystkim i niczym. Podoba mi się ostatni utwór, „Cisza” – jest jakby inaczej, bardziej stylowo, jakby Słoń chciał pokazać, że potrafi nagrać utwór bez tej udawanej agresji. Kiedy jednak, zupełnie niespodziewanie i niepotrzebnie, pojawiają się prostackie wulgaryzmy, klasa  tego ciekawego utworu mocno blednie.

I tak można by dalej narzekać, ale do czasu, bo kiedy dowiadujemy się, że ten album stanowi sztukę użytkową, to nagle to wszystko nabiera nieco innego sensu. Album powstał we współpracy ze studiem Trippin Bear, jako promocja nowej gry komputerowej “M.E.A.T. II Absolute Zero”. I takie niespodzianki lubię, bo teraz nieco lepiej rozumiem koncepcję tego albumu. Zresztą w większości materiału jest rasowo i odważnie, a na tle wydawanych ostatnio albumów, gdzie rap zamienia się w cekiniaste numery, Słoń wydaje się wierny swojemu stylowi i gatunkowi.

7/10

 

 

 

Zostaw komentarz