Skip to content
2 cze / Wojtek

Smolasty w „Pełni”, czyli nie taki diabeł straszny. [RECENZJA]

Smolasty atakuje nasz muzyczny grajdołek śmiało i bez kompleksów. Oczywiście na tle tego co się dzieje na świecie, to nie ma tu o czym gadać, jednak na polskim rynku to coś innego. Niby żadna rewelacja, na pewno nie moje klimaty, ale nie można chłopakowi odmówić odwagi. Bo wszystko co robi, od kreowania wizerunku, przez kontakt z fanami, sklep internetowy  i sam repertuar, jest ubrane w jakąś logikę. Czyżby polski Justin Bieber?

 "Pełnia" to drugi album artysty, nieco dojrzalszy, a na pewno bardziej świadomy artystycznie. Zresztą sam Smolasty mówi o nim:

"Pełnia" to podróż ku odnalezieniu samego siebie. Mój nowy album to zbiór pisanych po zmroku utworów, oddających chęć życia pełnią i czerpania z niego tego, co najlepsze."

Ten materiał to pigułka radości. I wszystko tu jest po coś, bo zaledwie 33 minuty to też zapewne świadoma decyzja aby nie zamulać – ma być szybko i atrakcyjnie. O atrakcyjność właśnie artysta zadbał bardzo, opierając się na współpracy z popularnymi wokalistami: Ewą Farną, Marceliną Szlachcic i Robertem Gawlińskim. Duety z paniami są dobrze wymyślone, dobrze zrealizowane i na pewno dobrze spełnią swoją funkcję, czyli staną się przebojami. Jeśli chodzi o piosenkę z Gawlińskim, to obawiam się, że tutaj Smolasty chyba jednak trochę przesadził. Mnie ta zabawa kompletnie nie przekonuje, jest nieszczera, zrobiona na siłę.

Osobny rozdział to duety z raperami: Białasem, Tymkiem, Sariusem i Mr. Polska. Te ciągoty Smolastego do rapu trochę gatunek trywializują, bo są to ciągle piosenki bardzo popowe ze wstawkami, które przy dobrej chęci możemy nazwać rapem. Podziwiam artystę, że udało mu się namówić kilku wytrawnych raperów do udziału w tym karkołomnym przedsięwzięciu. W takich momentach nie dziwię się jednak, ze "starzy" raperzy mają pretensje do swoich młodszych kolegów: "rap to jebane discopolo".

Tutaj każdy utwór może stać się przebojem. Być może już tak jest, ale nie śledzę komercyjnych stacji radiowych, więc nie wiem. Moimi ulubionymi są te, w których Smolasty jest sam, szczególnie "Kreski", w których słyszę coś więcej niż atrakcyjną piosenkę. Ciekawa też jest wykonana z Sariusem "Mama".

Można założyć, że tym albumem Smolasty chciał się zbliżyć do wielkiego SZOŁBIZNESOWEGO światka. I to mu sie udało – 12 atrakcyjnych piosenek to na pewno sukces. Inna kwestia to ich zawartość, bo muzyka niejednokrotnie nie klei się z tekstem, często nieco błahym, z wyświechtanymi prawdami. Są tu więc obowiązkowe elementy podrasowania mądrością, czyli Ikar i Syzyf. Jest też sporo niespójności akcentów tekstowych z muzycznymi, co jedynie potwierdza, że wartstwa tekstowa i muzyczna zostały zestawione nieco przypadkowo.

Co by jednak nie powiedzieć, ten album jest interesujący. A chyba najciekawsze dla mnie jest to, że zainteresował mnie od pierwszego kontaktu. I za każdym razem pozwalał odkrywać nowe zakamarki, bez znużenia. I to jest chyba najciekawsze, że muzyka, która nie powinna mi się podobać, robi na mnie dużo lepsze wrażenie, niż to, co nagrywają ostatnio uznane "gwiazdy".

7/10

 

 

Zostaw komentarz