Skip to content
12 mar / Wojtek

Sokół – „Wojtek Sokół” [RECENZJA]

Człowiek orkiestra. Legenda polskiego rapu. Posiadacz wielu talentów: tekściarz, raper, producent, głos czytającey audiobooka, szef wytwórni, dziennikarz. Na scenie od ponad 20 lat, w różnych formacjach, różnych rolach. Jego udział w licznych projektach może utworzyć mapę polskiego hip-hopu. I nagle, po tej całej aktywności i marce w środowisku, Sokół skacze na głęboką wodę, bo płyta solowa, pod własnym nazwiskiem, to już całkowite wyjście na pierwszy plan.

Ten głos!

Sokół jak zwykle zachwyca mnie głosem, mocnym i męskim, zupełnie innym na tle większości polskich raperów, którzy wpadli w jakąś dziwną pułapkę manieryczności. Posiadając takie warunki niewiele trzeba zrobić, można jedynie pilnować, aby tego wrażenia nie popsuć. Niestety Sokołowi się to udaje, bo treść często nie do końca jest zgodna z punktem wyjścia.

Jestem dojrzały, mam na to papier.

W "Pluszowym" Sokół przypomina, że ma 40 lat i jest już dojrzałym raperem wiedzącym, jak ten gatunek powinien brzmieć – "nowy hip-hop to pluszowy człowiek z blizną". I tu już jest pierwsza niekonsekwencja, bo zamiast deklarowania kim jestem, lepiej byłoby, gdyby artysta nam to pokazał, a my, słuchacze, sami sobie wyciągniemy wnioski. Zdziwiło mnie oczekiwanie, że artysta godny jest szacunku z uwagi na jego historię. Więc jeśli ktoś zaczyna poznawanie Sokoła od tego albumu, to nie ma prawa poznać go jakim jest człowiekiem tu i teraz? Bo jeśli ma się jakąś wizję, to się ją realizuje dobierając współpracowników tak, aby osiągnąć cel. No właśnie……..

……Po współpracownikach ich poznacie.

Liczna grupa zaproszonych gości tworzy niezły bałagan. Bo z jednej strony mamy udany utwór z udziałem Taco Hemingway'a i Oskara z PRO8L3M – tutaj jest stylowo i interesująco. Ale na drugiej szali spotkało się kilka utworów kompletnie nieudanych. W dobrze zapowiadającym się "Lepiej jak jest lepiej, w ciekawie opowiadanej historii nagle pojawia się bardzo przypadkowy, plastikowy wokal Mateusza Krautwursta. Podobnie jest w "Pomyłce", w której świetnym bitom towarzyszy nieudany wokal. Jedyna kobieta na płycie, Lena Osińska śpiewająca w "Końcu gatunku" także nie przekonuje. 

Pomieszanie gatunkowe.

Sokół jest znany jako "storyteller", jednak tym razem tych opowieści jest znacznie mniej. Na pierwszy plan wysuwa się dowcipny, ciekawie opowiedziany "Sprytny Eskomis". Szkoda, że Sokół nie wykonał go sam, bo towarzyszący mu wokal Igo raczej nie pomaga. Ten utwór, obok "Napadu na bankiet" to jedyne pozycje, które są jakieś. Może jeszcze otwierająca album "Hybryda" jakoś się broni. Utwór chyba trochę za bardzo przekombinowany, ale na pewno zachęca do wysłuchania całej płyty.

Na drugim biegunie znajdują się kawałki kompletnie nieudane, jak: przegadany "I tak i nie", "MC Hasselblad" i kończący album "Chcemy być wyżej". Tutaj bronią się jeszcze 2 utwory: "Z Tobą" i "Nie da na da" – na pewno charakterystyczne i zwracające uwagę utwory z potencjałem, który nie został do końca wykorzystany.

Muzyka i słowa.

Pomimo tych zastrzeżeń album zwraca uwagę. Głównie dzięki tekstom. Może nie wszystkie i nie do końca przekonują, ale warto było usłyszeć kilka ciekawych myśli. Natomiast kompletnie nie daje rady muzyka. Większość bitów brzmi jakby pochodziły z półki produktów gotowych, w dodatku tych nie najwyższych lotów.

"Wojtek Sokół" to jedno z większych moich rozczarowań ostatnich miesięcy.

Miało być mądrze i rasowo, wyszło średnio – miejscami interesująco i dojrzale, jednak najczęściej banalnie i sztampowo. Szkoda!

6/10

Zostaw komentarz