Skip to content
13 gru / Wojtek

Szpaku – „Atypowy” [RECENZJA]

Po kilku gościnnych występach u innych raperów i półoficjalnych wydaniach, Szpaku w końcu nagrał debiutancki album. Już pierwszy kawałek dawał nadzieję na coś ciekawego. Tak, taki rap, rasowy i niekoniunkturalny najbardziej lubię. Niestety już od drugiego utworu moja ciekawość się stopniowo zmniejszała, a w połowie albumu zniknęła kompletnie. Na szczęście nie do końca, o czym za chwilę.

Szpaku postanowił być prawdziwy, czyli ostry i bezkompromisowy. Jednak sprzedawanie swoich frustracji to temat tak często w hip-hopie wykorzystywany, że to, co słyszymy teraz jest tak wtórne i często niestety infantylne, że na mnie nie robi wrażenia. Ale….. jeśli weźmiemy pod uwagę, że ten album to tak właściwie debiut, to można by chłopaka pochwalić. Problem jednak w tym, że ten "chłopak" ma już 27 lat,  więc jego bunt nastolatka i liczne prawdy objawione mogą bardziej śmieszyć niż imponować.

Trochę zaskakuje zestawienie wszystkich utworów, bo obok takich, które nie powinny się ukazać, i których artysta (jeśli nie teraz, to pewnie za chwilę, pod wpływem artystycznego dojrzewania) powinien się wstydzić ("W krainie czarów", "Lavender Town" i "Hinata") są kawałki niezłe. Najbardziej podobają mi się momenty, kiedy Szpaku zamiast epatowania agresją pokazuje kawałek siebie, nieco spokojnego, wycofanego, jakby doroślejszego. I tu są 3 niezłe propozycje: "Nieważne", "Moje Jojo" i "Ja YETI". Ciekawe, że te utwory umieszczono pod koniec albumu, czyli w momencie, kiedy zakwalikfikowałem ten materiał do szlamu. Na szczęście wytrzymałem do końca i to niestety nie jeden raz, bo musiałem cały album wysłuchać wielokrotnie, żeby upewnić się, czy coś mi nie umknęło. A wracając do szlamu, to utwór pod tym tytułem reprezentuje liczny na płycie rozdział współpracy z innymi artystami. Wspólne występy z innymi raperami nie są szczególnie udane, z wyjątkiem właśnie "Szlamu" z Paluchem. Szkoda tylko, że w tym pozornie surowym i autentycznym kawałku użyty jest autotune. Łatwiej chyba wymienić utwory, w których tego nie ma. I tego zabiegu kompletnie nie rozumiem.  Bo albo chce się być autentycznym, blokerskim i odważnym, albo "artystycznym". Szpaku chyba chciał to połączyć, ostatecznie jednak wyszedł dziwoląg. 

Również pod względem producenckim jest na bogato, bo słyszymy dzieła aż 9 producentów: Kubi Producent, PSR, Michał Graczyk, D3W, Deckster, Deemz, Got Barss, megot i Michał GRaczyk & Rutkovsky. Tę różnorodność niestety słychać, bo w całym materiale nie ma żadnej spójności, po prostu przypadkowo złożone utwory. Ale nawet to nie bardzo przeszkadza, bo podkłady są nienajgorsze. Jednak jeśli ci panowie mieli, albo chcieli zrobić dobrą robotę, dlaczego zgodzili się na eksperymenty wykonawcze Szpaka, a zwłasza nadużywanie autotune'a? Czyżby ich rola ograniczyła się tylko do samych  podkładów? Bo jeśli tak, to nie są oni producentami, a jedynie autorami bitów.

No właśnie, o co chodzi z naszym rapem? Niby wydaje się dużo albumów, niby wszystko idzie do przodu – pojawiają się nowe twarze, a starzy ciągle poszukują nowych obszarów. Tymczasem mam wrażenie, że większość z tych artystów zamknęło się w jakimś dziwnym świecie, w którym powiela się to, co już dawno było. Policzyłem, że w tym roku pisałem już o 13 albumach raperów,  z których na tę chwilę jedynie 2 mieszczą się na mojej liście najciekawszych polskich płyt 2018. Tak, na tle podobnych, poruszających te same tematy albumów, to co nagrały duety Syny i Dwa Sławy bardzo się wyróżnia. A Szpaku? Dla mnie jego twórczość wpadła do dużego worka z płytami, które się szybko zapomina.

 I jako PS: czytając recenzje, że to płyta roku, mam wrażenie, że słuchałem innego materiału.

6/10

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zostaw komentarz