Skip to content
11 kwi / Wojtek

Take 6 – „Believe” [RECENZJA]

Ten zespół znam od zawsze, czyli 1988 roku, kiedy nagrał swój genialny debiutancki album. I ten krążek, a potem kolejne ustanowiły standardy w śpiewaniu zespołowym. Dziś Take 6 jest ikoną tego gatunku, z dziesiątkami nominacji do Grammy i ośmioma statuetkami tej nagrody. Zespół ma w dorobku 17 płyt. Znam je wszystkie, bo to jedna z moich ulubionych kapel. I pewnie dlatego spodziewałem się czegoś więcej.

Płyta nagrana jest z podkładami instrumentalnymi, co akurat temu zespołowi nigdy specjalnie nie wychodziło. Siła Take 6 zawsze była oparta na śpiewaniu a cappella, to była ich wąska specjalizacja i znak rozpoznawczy. Na płycie „Believe” postawiono na przebojowość, a tym samym maestria wokalna zespołu została wyrzucony na drugi plan. Jest kilka atrakcyjnych piosenek, ale to bardziej zmierza w innym kierunku, o czym za chwilę.

Ten zespół może do współpracy zaprosić każdego, bo możliwość zaśpiewania z wybitnym zespołem to zapewne gratka dla każdego artysty. Na tej płycie słyszymy więc Steviego Wondera, z którym zespół często współpracuje, słyszymy też udaną współpracę z raperem D-Toxx. Jednak nawet to dobre towarzystwo nie było w stanie wymazać wrażenia, że płyta jest słabsza niż większość albumów kapeli. Na mnie największe wrażenie zrobiły piosenki balladowe, bo w nich chyba łatwiej pokazać wysokie umiejętności, zwłaszcza że akompaniament instrumentalny w tych piosenkach nie jest tak dominujący. Mnie najbardziej urzekają „When Angels Cry” i „You’re All I Need”.

Pozostałe piosenki to utwory nawet ciekawe, ale zupełnie nie w charakterze i na poziomie, do którego zespół przyzwyczaił. Takie piosenki jak „On Your Side”, czy „Statistic” to klimaty, z którymi kojarzone są zespoły aspirujące do dobrych wokalnych, ale ciągle znajdujące się pomiędzy mainstreaomowymi wykonawcami R&B, a najlepszymi grupami wokalnymi. Gdybym słuchał tych piosenek nie wiedząc kto je wykonuje, to obstawiałbym że to Boyz II Man, zespół który nigdy nie umiał się określić stylistycznie, stąd jego kariera raczej w drugim rzędzie. Ale nawet wśród tych komercyjnych piosenek są te nieco lepsze, jak np. „Here in L.A.”

Dopiero  ostatnie nagranie, wersja a capella piosenki „When Angels Cry” przypomina o klasie kapeli. Zaśpiewanie bez podkładu instrumentalnego nadaje zupełnie innego charakteru. Mimo wszystko to cały czas jest atrakcyjna popowa piosenka, ale w szlachetnej, artystycznej formie. Taki Take 6 właśnie lubię.

7/10

Zostaw komentarz