Skip to content
29 wrz / Wojtek

Piotr Zioła – „Revolving Door” [RECENZJA]

Młodych wykonawców warto słuchać. Nawet jeśli nie są do końca przekonujący. To daje nam wyobrażenie, że muzyczna Polska nie stoi w miejscu, chociaż do tego cywilizowanego, zwłaszcza anglojęzycznego świata, ma jeszcze spory dystans. Ciekawą pozycją na naszym rynku jest debiutancka płyta, jaką nagrał Piotr Zioła.

Dotychcza za przykład wokalistki, która wbrew nienajlepszym warunkom wokalnym osiągnęła sukces, często podawałem Katarzynę Nosowską. Dziś nie jest już tak źle – artystka do tego stoponia przyzwyczaiła nas do swojego sposobu śpiewania i unikatowej ekspresji, w międzyczasie także zdecydowanie poprawiła swoją technikę wokalną, że bije na głowę wiele dotychczas lepszych wokalistek. W jej miejsce nagle wskakuje Piotr Zioła, którego możliwości wokalne są raczej mizerne.  Okazuje się jednak, że jego charakterystyczna emisja, kojarząca mi się z zakatarzonym nastolatkiem, może być nawet atutem. Dzięki tej nietypowej, mało atrakcyjnej barwie, Piotr Zioła jest charakterystyczny, a chyba nie ma nic cenniejszego dla artysty, jak rozpoznawalność. A tak w ogóle, to po wysłuchaniu wszytkich piosenek wybaczam chlopakowi niedostatki wokalne, bo materiał, który zaprezentował jest bardzo interesujący. Same piosenki, ich teksty i proste, ale nie banalne linie melodyczne są niezłym punktem wyjścia. Ważnym elementem spajającym jest ubranie całego materiału w stylistykę wzorowaną na muzyce sprzed dobrych paręnastu lat. Oklaski należą się producentowi również za wbogacenie aranżacji instrumentami dętymi i ciekawymi głosami drugiego planu. To wszysyko powoduje, że płyta może się podobać każdemu – jedni będą jej słuchać dla samych piosenek, inni dla dodatkowych smaczków – dla każdego coś miłego 😉

Chyba właśnie głównie ze względu na ten lekko dziwny głos lepiej brzmią piosenki anglojęzyczne. Może chodzi o to, że dla piosenek śpiewanych w” lengłiczu” mamy większą toleracnję na dziwne głosy? Nie wiem, coś jednak w tym jest, a może to tylko moja percepcja? W każdym razie bardzo dobrze brzmią piosenki „Let It Go” i As I’m Meant To Be” , a „Amy” swoim klimatem kojarzy się z kawałkiem z domówki, który chce się zapętlić. Jednak…paradoksalnie ozdobą płyty są utowry śpiewane po polsku. Zdecydowanie przewodzi tutaj „Safari”, ale dobrze też prezentuje się kilka innych: „Podobny”, „W ciemno”. Po kilkukrotnym wysłuchaniu albumu jestem rozdarty, bo bardziej podobają mi się piosenki po polsku, ale chyba obiektywnie atrakcyjniejsze są te drugie.

Niwątpliwie Piotr Zioła miał szczęście – fakt współpracowania z doświadczonymi artystami to wielki dar. I dobrze, że ten dar udało się dobrze wykorzystać, bo teksty Natalii Przybysz i Gaby Kulki na pewno coś wniosły. Zastanawiam się jednak nad sensem zagraniem jednej piosenki w dwóch wersjach językowych. Podczas gdy „CFTC”L jest dla mnie spójna, mimo że raczej nie przekonuje, to zaśpiewanie jej z Natalią Przybysz jako „Zapalniki” jest niezrozumiałe. Coś na zasadzie: wybierz sobie ulubioną wersję. A przecież to artysta musi sam zaryzykować i zdecydować, co i w jaki sposób chce zaproponować słuchaczowi. Zjawisko nagrywania 2 wersji językowych jednej piosenki nie jest u nas nowe. Najczęściej było to związane z próbą promocji artysty na rynkach zachodnich. W przypadku tej płyty chycba nie o to chodziło, bo przecież jest tu kilka pioseneke anglojęzycznych.

A przy okazji nasuwa mi się porównanie z Kortezem. Obaj panowie startowali w talent showach, obaj bez powodzenia, a mimo to potrafili znaleźć na naszym rynku swoje miejsce. W obu przypadkach można też mówić o zbiorowym wysiłku, aby z nieznanego wykonawcy stworzyć interesującego artytę. Z tych dwóch panów mimo wszystko bardziej wolę Piotra – jego propozycja jest nowocześniejsza i bardziej przekonująca. Przy całym moim wcześniejszym narzekaniu, wydaje mi się, że możemy być świadkami narodzin bardzo interesującego artysty. Życzę mu więc, aby na dobre zagościł w naszym hermetycznym SZOŁBIZNESIE.

Moja ocena: 6/10

Zostaw komentarz