Skip to content
1 mar / admin

Ten Typ Mes – „Hello Baby” [RECENZJA]

Swoim najnowszym albumem artysta opuszcza dotychczasową strefę komfortu i pokazuje siebie zupełnie innego, zdystansowanego, momentami refleksyjnego. Ale też i powód jest szczególny – Ten Typ Mes został ojcem, świadomie więc chce zacząć nowe, spokojniejsze życie. Stąd na płycie tyle odwołań do tematyki rodzicielstwa i odpowiedzialności za drugiego człowieka. Słyszymy tu utwory opowiadające o relacji z rodzicami, a żeby napisać tak odważny tekst o swojej mamie jak „Momma’s Boy” to trzeba mieć jaja. Szacun!

Ten Typ Mes uchodzi za renomowanego reprezentanta rapu, ale jego najnowszy album kompletnie się w tej stylistyce nie mieści. Wiodący temat to między innymi tytułowa „Hello baby”. To szczególny utwór w tym albumie, bo o przyjściu dziecka na świat można informować w różny sposób, a ten bardzo mi odpowiada. W dodatku swoim talentem tutaj mocno namieszał Kuba Więcek, wschodząca gwiazda polskiego jazzu. To zresztą nie jedyny kontakt tego młodego artysty z zupełnie inną muzyką. W tym utworze muzycznie jest bardzo interesująco, a modulacja pod koniec utworu to rarytas – niby nic wielkiego, a robi wrażenie!

Zresztą muzycznie jest tu różnorodnie, a poziom realizacji materiału robi wrażenie. Słyszymy np. dowcipną „Jogę” („moje ego nie biega na jogę”), albo „Only in Warsaw” – przebój, w którym nie trzeba się mocno zastanawiać nad stroną tekstową, ale wstydu na pewno nie ma. Podobnie jest w utworach: „Prokreacyjne  pie***olenie” i „Oj, czy zna?”  – tu wszystko muzycznie ma sens i nawet nie musimy się przejmować tekstem, ale znowu – źle nie jest. Moje dwie ulubione piosenki to „Z boku na bok” i „Akuku”. To mogą być kandydatki na wielkie przeboje, w tych głównie momentach miałem skojarzenia z Grubsonem, który też z powodzeniem opuścił swoje raperskie podwórko.

Swój album artysta nieźle zbudował. Zaczyna się od „Masz jedno nowe zaproszenie” – w kontekście całego albumu nie można sobie zaplanować lepszego początku. Muzycznie jest wyraźny sygnał jaka będzie ta płyta. Poczułem się zaproszony, i to zaproszenie z przyjemnością przyjąłem. Kończy się spokojnie  – „Bye, bye”, a wcześniej „My Way” to bardzo dobre podsumowanie  – z jednej strony coś jak ćwiczenia rozciągające, a jednak mądre podsumowanie. Bo to jednak płyta koncepcyjna.

Ten album został wydany pod koniec ubiegłego roku, więc w mediach jest już nieco zapomniany. Musiałem jednak o nim napisać, bo to bardzo ciekawa propozycja.

8/10

 

Zostaw komentarz