The Voice – kumulacja
W miniony weekend TVP zafundowała nam kumulację – zamiast jednego wieczoru oglądaliśmy program podwójnie, w sumie aż 4 odcinki. Szkoda, że ta ilość nie pokrywała się z poziomem wykonawczym, mimo że globalnie było nieźle. Gdyby jednak program odbył się tradycyjnie, to sobotnie odcinki były chyba największą wpadką EVER. Bo jak można nazwać sytuację, w której podoba mi się jedynie jedna uczestniczka? Jelena Matula zainteresowała mnie swoją śmiałością wykonawczą, a ta nie mogłaby być przyciągająca, gdyby nie miała podparcia w świadomości dźwięku i dużej muzykalności. I to kolejna uczestniczka spoza Polski, która wystapi w tym programie. Czyli rośnie nam spora grupa świetnych uczestników zagranicznych.
W niedzielnym programie do tej grupy dołączył Abraham Kenner. Ten Amerykanin pokazał, że śpiewanie to nie tylko perfekcja wykonawcza, ale także, a może nawet przede wszystkim radość występu. Na tle bardzo przeciętnych, często nijakich śpiewających głów, taki wykonawca to rarytas.
Tego wieczoru były jeszcze 2 interesujące wokalistki. Martyna Pawłowska pokazała klasę w niełatwym przeboju „Sing Of The Times”. Zaśpiewać taką piosenkę na tym etapie to odwaga. Ale właśnie tacy wykonawcy, stawiający wszystko na jedną kartę, są właśnie sensem tego programu. Podobnie było z Oliwią Lachnik. Barwa głosu wokalistki bardzo mi się nie podoba, jednak przekonała mnie ciekawa interpretacja. A przecież bardzo znana piosenka „Loving You” z repertuaru Minnie Riperton do łatwych nie należy. Brawo!
Zapowiedź, że za tydzień odbędą się ostatnie w tej edycji przesłuchania w ciemno trochę przeraża. Dotąd nie pokazano zbyt wielu interesujących wokalistów. Jest oczywiście wspomniana silna grupa obcokrajowców, ale to mimo wszystko trochę za mało, aby być optymistą. Czyżby nawet do talent show doszła smutna prawda, że wszystko co muzycznie najlepsze powstaje poza naszym krajem? A może dalej nie będzie tak źle? Oby:-)