Skip to content
16 gru / admin

Tony Bennett, Lady Gaga – „Love for Sale” [RECENZJA]

Razem mają 130 lat, przy czym Tony Bennett jest prawie 3 razy starszy. Tak, nagrywanie płyt w wieku 95 lat to już spora sensacja, a zwłaszcza płyt znakomitych. Inną sensacją jest udział Lady Gagi. Co prawda to żadna niespodzianka, bo artyści nagrali już 7 lat temu nagrodzoną Grammy płytę, więc wiedzieliśmy czego możemy się spodziewać. A mimo to płyta zaskakuje swoim poziomem, na potwierdzenie przyznana niedawno nominacja do kolejnej Grammy, w dodatku jako album roku. A  żeby było ciekawiej, to jest jeszcze nominacja za najlepszy album popowy. Dziwne, bo tu mogliśmy się spodziewać wyróżnienia jako jazz wokalny, zwłaszcza, że w tej kategorii mieliśmy w przeszłości wielokrotnie przypadki nagradzania albumów, które raczej jazzowe nie są. Dlaczego tak się dzieje? Jedynym logicznym wytłumaczeniem jest przypisanie artystów do konkretnych stylistyk, więc jeśli kogoś raz zaliczono do R&B lub jazzu (te dwie kategorie są najbardziej w tej „zabawie” widoczne), to potem ma się tę łatkę do końca życia. Tak jest właśnie w przypadku Bennetta, który wszystkie swoje nominacje otrzymał jako przedstawiciel muzyki pop, a jedynie jeden raz nominowano go  w kategorii jazz. Zaglądamy do wikipedii – tu zaraz w pierwszym zdaniu dowiadujemy się, że artysta jest wokalistą jazzowym. Coś tu nie gra.

Album „Love for Sale” zawiera 12 utworów Cole Portera, utworów które zna chyba każdy. Mimo to nie można powiedzieć, że się nudzimy, bo wszystkie nagrania są stylowe i eleganckie. Postawiono na raczej tradycyjne aranżacje – na tym właśnie polega urok albumu. Wokalnie jest podobnie, solidnie i bez zadęcia. I tutaj największe oklaski dla Lady Gagi, bo to ona jest gwiazdą płyty, a jej dwa solowe utwory są ozdobą materiału. Już w „Do I Love You” pokazuje dużą klasę wykonawczą, momentami nawet słyszymy podobieństwo do wielkich dam jazzu, a w „Let’s Do It” można odnieść wrażenie, że to nieznane nagranie Elli Fitzgerald.

Zaproszenie Lady Gagi do nagrania kolejnego albumu Bennetta to wielkie wyróżnienie. Można się poczuć naprawdę docenioną artystką, dopisując się do długiej listy śpiewających z nim w duecie artystów, a wśród nich są takie znakomitości, jak m.in.:  Barbra Streisand, Paul McCartney, James Taylor, Elton John, Billy Joel, Celine Dion, Diana Krall, Stewie Wonder, Michael Buble, Sting, Bono, John Legend, George Michael, Judy Garland, Frank Sinatra, Amy Winehouse, Aretha Franklin, Andrea Bocelli. Znalezienie się w tym towarzystwie to wstąpienie do absolutnej ekstraklasy, co nie jest przypadkowe – Lady Gaga jest wytrawną wokalistką. Szkoda, że ciągle postrzegamy ją przez pryzmat skandalistki – tak artystka rozpoczęła swoje bycie rozpoznawalną, szokując działaniami nieartystycznymi. Teraz na pewno już nie musi tego robić.

Tym albumem Tony Bennett zapowiada swoje pożegnanie ze studiem nagraniowym (podczas realizacji płyty artysta zmagał się z nasilającą się chorobą Parkinsona). I to wielka szkoda, ale myślę, że jeśli tak uznany artysta chciał się pożegnać ze słuchaczami, to nie mógł wybrać lepszego momentu – zostawia nam świetną płytę, a przy okazji wypuszcza towarzyszącą mu wokalistkę na szerokie wody.

10/10

Zostaw komentarz