Skip to content
2 paź / admin

Czy Tymek w „Piacevole” to artysta, czy jedynie sprytny manipulant? [RECENZJA]

Aż trudno uwierzyć, że w ciągu roku można wydać 3 albumy. I to tak różne. Bo „Fit” z początku roku był kiepski, w dużych fragmentach wręcz prostacki. Charytatywny „Vistige” już mi się podobał, a utwór „Jeziorko” gościł w moim odtwarzaczu długo. I teraz „Piacevole” – dojrzały materiał świadomego artysty. Nic dziwnego, że sam Tymek uważa go za swoje najlepsze dzieło.

W tym albumie doszło do niezwykle udanej współpracy artysty z producentem – Favst stworzył tak dobrą muzykę, świetnie pasującą do tekstu i intencji wykonawcy, jakby te utwory powstały w jednej głowie. I właśnie taka symbioza to największy sukces, pewnie niejeden artysta  o tym marzy. Może to nie jest jeszcze poziom współpracy Quincy Jonesa z Michaelem Jacksonem, ale bez przesady, narzekać nie można. Favst świetnie się wczuł w charakter utworów, zrobił muzykę godną. Wrażenie robią żywe instrumenty, bo to zawsze jednak wymaga większej wyobraźni i kreatywności.

Wydaje się, że Tymek w końcu znalazł w sobie spokój, skupił się głównie na koncepcji. Bo ta płyta od początku do końca jest taneczna. Teksty może nie do końca są radosne, ale może takie nie muszą być. Zresztą wydaje mi się, że warstwa tekstowa jest raczej o niczym, czasami można mieć wrażenie, że mowa jest o ciekawych rzeczach, ale to bardziej jednorazowe błyskotki niż konsekwencja narracyjna. A to wszystko zaśpiewane jest głosem zbuntowanego nastolatka, nadaje całemu materiałowi charakteru, bo dzięki temu brzmi bardzo autentycznie. I nie ważne, czy nam się ta prawda podoba, skoro jest przekonująca. Np. sposób w jaki Tymek spiął klamrą  ten szalony materiał – na początku, w „80’s” opowiada nam o swoim zamiłowaniu do zakupów, a kończy w „Pomarańczach” planami na podbój :„kawa, lody i regały”. I to ma mimo wszystko sens.

Słyszę tutaj inspirację Grzegorzem Ciechowskim („Mimosa”) i Maanamem („Mare”). Słyszę też dobrych gości: duet Coals w „Beautiful” i Jerzyk Krzyżyk w nieźle zagranym „Nastroju”. Zresztą gości jest tu dużo więcej, a pojawiają się oni dopiero w II części albumu. Najpierw jest Tymek solo w kilku niezłych kawałkach, tutaj zwłaszcza zwracają uwagę „Syrop” i „Tranquillo”.

To oczywiście nie są moje klimaty, ani do tańca, a ni tym bardziej do odpoczynku. Ale….nie można nie docenić tego, co słyszymy na „Piacevole”. I jeśli utwory z „Klubowych” doczekały się milionowych odtworzeń, to teraz można się spodziewać, że wiele piosenek z tego albumu będzie rządziło na parkietach. Oczywiście nie na wszystkich, ale tam, gdzie ta muzyka będzie puszczana, mógłbym bez bólu chwilę posiedzieć. Nawet dłuższą chwilę:-)

8/10

 

Zostaw komentarz