Voice na żywo, czyli paraliż głosu
Pierwszy odcinek na żywo jest zawsze wielkim stresem – dla uczestników, których paraliżuje myśl, że ogląda ich milionowa publiczność, i dla producentów, którzy do końca nie wiedzą, czego mogą się spodziewać po startujących wokalistach. Ich generalnie małe obycie sceniczne może przyprawiać organizatorów o palpitacje. I nic dziwnego, skoro bohaterem wczorajszego odcinka był właśnie paraliż, który udzielił się również akustykom. Bo to właśnie sposób nagłośnienia był głównym czynnikiem niepowodzenia odcinka – zachwianie proporcji pomiędzy wokalem i akompaniamentem, źle nagłośnione początkowe fragmenty większości wykonań. Co prawda od początku było wiadomo, że w tej edycji występuje olbrzymia ilość bardzo mało doświadczonych wokalistów, i to głównie producenci odpowiadają za to, do czego namówili tych młodych, Bogu winnych ludzi. Jeśli się ogląda amerykańskie edycje programu, w których nastolatki zachowują się na scenie, jakby całe życie niczego innego nie robili, to trochę żal, że w Polsce musimy oglądać tak słabe widowisko.
Wczoraj był więc wieczór rozczarowań, ale też małych niespodzianek. Tę sprawiła mi Anna Karwan, która dotychczas nie potrafiła mnie zainteresować. Tym razem coś jednak we mnie pękło i się poddałem, bo w końcu przekonałem się, że ta dziewczyna nie udaje i oprócz tego, że jest sprawną wokalistką, to ma nam coś do zaproponowania. No, no, czyżby urodziła się nowa faworytka?
Oceniając poszczególne zespoły wczoraj, w porównaniu do ubiegłego tygodnia było podobnie – 2 silne ekipy, w których walka będzie bardzo zacięta i 2 zespoły dużo słabsze. W zespole panów z Afromental było raczej słabo. Na tym tle wyróżniła się jedynie Marcelina Mróz, która sprawiała wrażenie walczącej z materią. Być może była to źle dobrana tonacja, może lekko ckliwa piosenka? Nie zmieniam jednak zdania, że to najlepsza wokalistka w tym zespole. Zwłaszcza, że odpadł inny interesujący uczestnik, Filip Lato. Jego wczorajszy występ był ciekawy i na pewno nie tak słaby, jak większości występujących. Szkoda, że jego mentorzy nie dali mu szansy
W grupie prowadzonej przez Marię Sadowską podobała mi się jedynie Kasia Góras. Jej wykonanie było świetne pod względem intonacyjnym i budowania napięcia. Szkoda jedynie, że wokalistka w refrenie bardzo dokładnie skopiowała wersję Mariah Carey, bo początek piosenki był bardzo obiecujący.
Najbardziej rozczarowały mnie występy podopiecznych Andrzeja Piasecznego. Co pozostało z tej świetnej ekipy sprzed tygodnia? Jedynie jako tako obronił się Sami Harb, który jednak piosenki, a zwłaszcza związanego z nią wykonania Wondera, nie udźwignął.
W najlepszym zespole, czyli drużynie Natalii Kukulskiej było najciekawiej. Wspomniana Anna Karwan dała najlepszy występ wieczoru. Interesujący był jak zwykle Damian Rybicki. Jego propozycja była lekko dziwna, lekko szalona, może nie do końca idealna, ale niewątpliwie zapamiętywalna. A o to chyba w tej zabawie chodzi
I to by było na tyle. Pędzę oglądać ostatniego Voice'a w Ameryce. Tam się dopiero dzieje!!!