Skip to content
10 paź / Wojtek

Voice na ringu, czyli żenada po polsku

Ten etap programu zawsze był dla mnie największą ściemą. Tutaj bardziej chodzi o widowisko, a mniej o walory artystyczne. Za każdym razem współczuję uczestnikom, że  muszą zmierzyć się w tak przedziwnej formule. Przecież podczas duetu nie da się pokazać swojej wrażliwości, swojej  interpretacji, którą buduje się według własnej koncepcji, bo trzeba pracować na wynik zespołowy. Przy takich okazjach, żeby nie popaść w polskie narzekactwo, przypomina mi się świetne wykonanie z The Voice of USA pokazujące, że jednak można.

To wykonanie to również dowód na to, że dobra współpraca popłaca – oboje wykonawców przeszło do następnego etapu, oboje zresztą znaleźli się w programach na żywo. To także przykład na walkę do końca, bo wokalistka z tego duetu na etapie przesłuchań w ciemno podobała się tylko 2 jurorom, a po tym świetnym duecie nagle wszyscy chcieli mieć ją w swoje drużynie.

Wracając do Polski, w pierwszym odcinku pojedynków było słabo. Takiego poziomu można się było spodziewać, bo wcześniejszy etap pokazał, że w tej edycji nie ma komu śpiewać. Nie sądziłem jednak, że będzie aż tak marnie. Tak niskiego poziomu nie było jeszcze w żadnej edycji, bo jeszcze nigdy nie było tylu żenująco słabych występów. Aby więc nie kopać leżącego nie będę wymieniał żadnego występu. Trzeba jednak powiedzieć, że do tego poziomu trochę przyczynili się opiekunowie uczestników, proponując im przedziwne piosenki. Nic jednak nie tłumaczy złych wykonań, bo sprawny wokalista potrafi się znaleźć nawet w niewygodnym repertuarze. Jedyny przyzwoity występ, czyli Sami Harb i Olga Przybysz, to ciekawe, ale nie do końca dobre wykonanie. Piosenka przez nich śpiewana jest duetem w oryginale, więc tu postanowiono zrobić jedynie przyzwoitą kopię.  Jednak na tle mizerii dominującej tego wieczoru, nawet jedynie przyzwoite występy mogą przejść do historii 🙄

Osobnym tematem jest sposób, w jaki tego typu „wydarzenia” pokazuje telewizja. Zamiast słuchać całego wykonania, które i tak jest wyjątkowo krótkie, co chwilę otrzymujemy przebitki na kibicujące rodziny. Może sam obrazek by nie przeszkadzał, chociaż na pewno nic nie wnosi, ale te stadionowe okrzyki nie pozwalają na wysłuchanie występu uczestników. A przy okazji jeszcze jedna refleksja – wszystkie stacje produkujące podobne programy wykreowały tendencję, że największy aplauz widowni jest podczas istotnego momentu w piosence, np. wskoczenie na wysoki dźwięk. Taki sposób reakcji prowadzi do zrównania sztuki wokalnej z efektownym, niekoniecznie artystycznym widowiskiem. Nie liczy się więc przesłanie, ani finezyjna i ciekawa interpretacja, głównie chodzi o zaskoczenie, a im tych królików jest w kapeluszu więcej, tym radość widowni większa. Żenada.

Zostaw komentarz