Voice w półfinale
Ten koncert miał wyłonić finalistów. I wyłonił, na szczeście tych, którzy na to zasłużyli. Było jednak kilka miłych niespodzianek 😆
W zespole Marii Sadowskiej walka miała być wyrównana – pozostało dwoje dobrych wokalistów. Niestety okazało się, że tym razem Kasia Malenda nie udźwignęła piosenki. Ciekawym pomysłem było wspólne zaśpiewanie każdej rywalizującej ze sobą pary. I tutaj ewidentnie słychać było, że Kasia nadaje się do konkretnego repertuaru. Piosenki liryczne, wymagające skupienia i warsztatu nie są jeszcze w jej zasięgu. Odwrotnie jest w przypadku Krzysztofa Iwaneczko – jego interpretacje za każdym razem zwracają uwagę, nawet jeśli czasami nie zachwycają. Ten chłopak jest po prostu „jakiś”. Jego awans do finału jest dla mnie oczywisty. Szkoda, że ci interesujący artyści zaśpiewali „Czas nas uczy pogody”, bo to piosenka dla najlepszych, obnażająca wszystkie niedostatki. Tak było też teraz, jednak Iwaneczko tylko potwierdził, że jest bardzo dobrym muzykiem. A tak w ogóle zastanawiam się, dlaczego z taką łatwością powierza się wykonanie tego utworu w polskich talent showach. Przecież ta piosenka wymaga nie tylko dużych umiejęstności, ale też dojrzałości i doświadczenia życiowego. A już najbardziej karkołomnym pomysłem jest wykonywanie utworu w duecie, bo w tym momencie bardzo trudne frazowanie staje się jescze bardziej niewykonalne.
W drużynie Andrzeja Piasecznego niespodzianek nie było. Oczywiście że wolałbym, aby awansował Maciej Grenda. Ten bardzo naturalny chłopak to przede wszystkim tzw. zwierzę scenieczne. Jego obecność na estradzie to radość dla słuchacza, a to jest dla mnie ważniejsze, niż zimna, wykalkulowana perfekcja. Patrząc jednak na gust polskich słuchaczy, a także nasze kompleksy kosmopolityczne, wiadomo było, że awansuje William Prestigiacomo.
Największe niespodzianki czekały podczas występów podopiecznych Edyty Górniak. Ana Andrzejewska zmiotła swoją konkurentkę. Jej wykonanie było rewelacyjne. Takimi kreacjami można pokazać cały wachlarz swoich możliwości. Brawo!!!! Okazuje się jednak, że w tym programie same umiejęstności nie wystarczają. Gdyby nie podział przez jurorkę głosów zdecydowanie faworyzujących Anę, to wolą widzów awansowałaby ta zdecydowanie gorsza. Nie sądziłem już, że w tym programie zdarzą się tak miłe niespodzianki. Ufff 😛
W zepole Tomsona i Barona miały miejsce 2 najsłabsze występy wieczoru. Awans Tobiasza Staniszewskiego był oczywisty. Nie zmienia to jednak faktu, że to nie jest mój ulubiony uczestnik, a wczorajsze wykonanie piosenki zespołu Queen wolę zostawić bez komentarza – karykatury nie są moją specjalnością.
No i to tyle. Wiemy już kto będzie nas „zabawiał” za tydzień. To będzie bodaj najdziwniejszy finał w historii tego programu – obok 2 świetnych, rozwijających się i szukających swojej drogi młodych artystów, wystąpi 2 panów reprezentujących plastikową wokalistykę. Ciekawe co na to głosująca publiczność?
Przeczytałam 3 wpisy, po których zrozumiałam, że pisze je subiektywnie patrzący na świat człowiek o wąskich horyzontach, a mędrkuje, jak Bogusław Kaczyński (który chociaż się zna). Ana zasługuje najwyżej na 4 miejsce w finale, jest jedyna uczestniczką tej edycji, która zmasakrowała Bitwę i często nie trafiała w dźwięki. Czasem warto się pofatygować i posłuchać ludzi na żywo, ten program w dużej mierze odbiega od rzeczywistości prezentowanej przez uczestników.
Moje wszystkie opinie są subiektywne, bo na tym chyba polega sens prywatnych sądów.
Wysłuchanie człowieka na żywo, czyli poza programem, może dotyczyć innego wydarzenia, bo ten wpis mówi o konkretnym programie, a nie recenzuje wykonawcy jako takiego. A ci, jeśli nadal będą występować i nagrywać, będą przeze mnie póżniej omówieni w rubryce „Moje 5 minut”.
Pozdrawiam:-)