VoP’20 – nadal w ciemno. I głucho:-(

Po czterech odcinkach narzekałem, że jest słabo. To co mam powiedzieć teraz? Bo wczoraj, niestety, było podobnie. I chyba pierwszy raz w historii tego programu zdarzyło się, że nie podobał mi się nikt. No, może prawie nikt:-) Owszem, było kilka nienajgorszych wykonań, ale ciągle coś mi przeszkadzało. I znowu pokazano kilka wykonań, które w telewizji pojawić się nie powinny. A może ten program zamienia się w satyryczny?
Dopiero na koniec, po niemalże 2 godzinach zmagania umierających ze stresu uczestników, pojawił się promyk nadziei. Robert Wojciechowski pokazał, że śpiewanie może polegać na zwykłym odtworzeniu ułożonych przez kompozytora dźwięków, bez popisywania się i posypywania materii cekinami. Tak, wokalista może być normalnym człowiekiem.
Chyba na początku każdego sezonu ogłaszam, że teraz jest wyjątkowo słabo. I tu się jednak zmieniło – po 6 odcinkach można powiedzieć, że sezon 11. przejdzie do historii jako ten, w którym powinno wystąpić jedynie kilku uczestników. Po co więc robić program?