VoP’21 – kto tu kogo znokautował?

Wczoraj pierwszy raz usłyszeliśmy wszystkich uczestników w jednym koncercie. I teraz, jeśli ktoś wcześniej nie zauważył, widać wyraźnie, że ta edycja jest baaaardzo słaba. Uczestnicy walczyli o miejsce w programach na żywo, a ich występy w grupach trenerów pokazały dużą różnicę, nie tylko pomiędzy uczestnikami, ale także między tymi grupami.
Na początek pokazali się wokaliści spod skrzydeł panów z Afromental. Zaskoczeń nie było. Jak zwykle podobała mi się Paulina Gołębiowska. Pisałem już, że to moja kandydatka do wygrania tej edycji – tu nic się nie zmieniło. Podobnie było w przypadku Wiktora Dyduły – jego każdy występ mi się podobał, więc cieszę się, że moi faworyci nie zawodzą.
W drużynie Justyny Steczkowskiej było słabiutko, nie podobał mi się nikt. Tutaj królowały egzaltacja i tanie efekty. Tak, można powiedzieć: „widziały gały, co brały”, bo jeśli ktoś dobrowolnie wybrał tę jurorkę, to potem nie może mieć pretensji, że prezentuje tę, a nie inną stylistykę. Miałem też wrażenie, że w kilku przypadkach źle były dobrane tonacje, albo w ogóle piosenki, ale ok. nie będziemy kopać leżącego.
Zaskoczeniem były wykonania podopiecznych Sylwii Grzeszczak. Znowu podobali mi się moi faworyci, pewnie po znajomości:-). Rafał Kozik wrócił to porządnego śpiewania, bo to był jego najlepszy występ w tym programie. Także Daniel Haves zrehabilitował się po nieudanej bitwie (częściowo go rozgrzeszam, bo danie mu wtedy polskojęzycznej piosenki było lekką perfidią). Ale były też zaskoczenia. Nie rozumiem np. zachwytu jurorów nad chłopakiem, który zmasakrował piosenkę Damiena Rice’a. Ale może to moja wina, bo płyty z tym utworem słuchałem kiedyś w ilościach przemysłowych, a Rice jest interpretatorem wybitnym. Prawdopodobnie na dobry odbiór tego występu wpłynęła sama piosenka, więc może zamiast narzekać, trzeba pogratulować osobom, które tę piosenkę wybrały. Szkoda, że w tej ekipie odpadła Małgorzata Chruściel, bo w porównaniu z pozostałymi, zwłaszcza dwiema osobami, ta wokalistka była dużo ciekawsza.
Na koniec usłyszeliśmy podopiecznych Marka Piekarczyka. I tu zaskoczenie – nie podobał mi się nikt! Aż trudno w to uwierzyć, bo ten artysta zawsze umiał dobrze przygotować uczestników. Za to zaimponował mi swoim stosunkiem do poprawiania kompozytora. Odważne stanowisko Piekarczyka wywołało żenującą dyskusję – pozostali jurorzy, wątpliwe autorytety, zaczęli kąsać, coś wykrzykiwać, że jak to, że to za ostro, że zmiana melodii oryginalnej to wyrażenie siebie, i takie tam inne mądrości. Taaaa, może ci państwo nie wpadli na to, że jeśli ktoś lepiej wie od autora światowego hitu jak ma brzmieć ten utwór, to powinien sam taki utwór napisać. Ale, jeśli umie się tworzyć rewelacyjne piosenki, to ten program nie jest do niczego potrzebny. Kurtyna.