VoP’21. Znowu na żywo i znowu dziwnie.

Tydzień temu czułem się jak na weselu, na którym śpiewają nieźli wokaliści, oczywiście nieźli w kategorii gastronomicznej. Wczoraj było jeszcze gorzej – banalnie i odpustowo. Chwilą prawdy miały być piosenki premierowe, i były niestety – tego nie wypada nawet komentować. Jak zwykle najlepsza była Paulina Gołębiowska, która najpierw świetnie wykonała trudną piosenkę „The Greatest Love of All” Georga Bensona, a potem swój utwór. I to była tak naprawdę jedyna godna wysłuchania uczestniczka.
Szkoda, że moja murowana faworytka do zwycięstwa odpadła, ale już tydzień temu było to do przewidzenia. Bo tak jest ta konkurencja ułożona, że dzięki znalezieniu się w konkretnej drużynie można dojść dalej niż gdyby było się w innej. Zresztą w tej edycji niektórzy jurorzy wyjątkowo bezpardonowo promowali swoich ulubieńców, i teraz mamy taki właśnie marny efekt. Szkoda, że Paulinie nie będzie dane wystąpić w finale, na szczęście honoru jej drużyny, ale też całego programu, będzie bronił Wiktor Dyduła. Jeśli on nie wygra, to będzie już kompletny upadek tego show. Bo może warto powtórzyć, że Voice of Poland jest programem rozrywkowym, a niekoniecznie muzycznym. Ta edycja potwierdza to od początku. Teraz jeszcze bardziej dobitnie.