VoP’22 – na żywo i naprawdę

Pierwszy koncert live pokazał nagą prawdę o uczestnikach. Ale pewnie nikt, poza ślepymi fanami, nie spodziewał się, że będzie interesująco. Bo to, że ktoś doszedł do tego etapu nie daje gwarancji przyzwoitego chociażby poziomu. To widać od kilku edycji, a każda kolejna jest jeszcze gorsza. Wczoraj się przekonaliśmy, że niektórzy wykonawcy w ogóle nie powinni się pokazywać na scenie, ale jurorzy komplementy rozdawali na prawo i lewo. Dla mnie godnych wysłuchania było zaledwie troje uczestników. O dziwo nie byli to moi faworyci. Ale się porobiło!
Jedynie nie zawiódł mnie Łukasz Drapała, ten facet wie po co jest na scenie, i pewnie będzie wiedział, jak wykorzystać udział w programie. Wczoraj wokalista wyszedł ze strefy komfortu, ale i tak pokazał klasę – jego interpretacja była przekonująca i prawdziwa. Tak, mogę jedynie powtórzyć, że to mój kandydat do wygrania programu. Na pewno to też zasługa Lanberry, bo jej drużyna znowu była najlepsza. Można nawet powiedzieć, że między jej grupą wykonawców, a pozostałymi była przepaść. Co prawda tym razem nieco rozczarował mnie Norbert Wronka, ale mam nadzieję, że to jednorazowy wypadek. Za to zaskoczyła mnie Anna Buczkowska, bo to jej pierwszy występ w programie, który odnotowałem z przyjemnością. I szkoda, że któreś z tych interesujących wykonawców za tydzień będzie musiało odpaść.
Podobał mi się także Bogdan Świerczek, który zwrócił moją uwagę podczas przesłuchań w ciemno. Potem nie było już tak dobrze, dlatego cieszę się, że chłopak wrócił do formy.
I to wszystko. Można się zdziwić, że wśród 16 wykonawców było tak mało ciekawych propozycji, ale może powinniśmy się cieszyć, że ciągle jest kogo słuchać? A może za tydzień ktoś nowy się objawi?