VoP’22 – nokaut? Nie, żarty.

Ten etap nazwano nokaut. Głupio, prawda? Bo znokautować można boksera na ringu, ale żeby w sztuce? No właśnie, kto tu mówi o sztuce, to program rozrywkowy przecież. Bo wczoraj rzeczywiście nokauty były, ale ich autorami byli trenerzy, przydzielając dziwny repertuar. A najbardziej spektakularny nokaut wykonała Lanberry – jej drużyna była najlepsza. U niej ci, którzy odpadli, byli niejednokrotnie lepsi od zwycięzców w innych zespołach.
Zaczęło się dziwnie, bo Justyna Steczkowska swoim podopiecznym zaproponowała głównie repertuar koturnowy. Było więc patetycznie i banalnie, jak na profesjonalnym karaoke. Podobała mi się, jak zwykle zresztą Magda Nawojska. Nie zdziwiłem się jednak, że wokalistka odpadła, bo jej odwaga uwierała jurorom od początku. W końcu więc jej trenerka musiała się poddać. Szkoda. Na szczęście nie odpadła Julianna Olańska, zdecydowanie najciekawsza wokalistka w tej grupie. Zresztą o niej też pisałem już po pierwszym etapie.
Występy wokalistów, którymi się opiekuje Lanberry, to wydarzenie. Potem okazało się, że po tej grupie właściwie można było przestać oglądać program. Bo tu podobał mi się każdy, nawet ci, których wcześniejsze występy mnie nie zachwycały. I trzeba podkreślić dobór repertuaru – trenerka doskonale trafiała z piosenkami, chociaż niektóre wybory były zaskakujące. Jednak Lanberry znalazła jakiś specjalny klucz dotarcia do swoich podopiecznych, umiała wyciągnąć z nich to coś, co sprawiło, że to były bardzo udane prezentacje. Nie zawiedli moi faworyci. Łukasz Drapała znowu pokazał klasę, chociaż zaczynam się obawiać, czy ta łatwość wykonywania wszystkiego nie doprowadzi do nieszczęścia. Bo wczoraj już sama informacja, że wokalista zaśpiewa kultową piosenkę „C’est La Vie” mogła zmrozić – na tym etapie wykonanie mocno skróconego utworu, w którym wszystko jest ważne, było pomysłem karkołomnym. Łukasz jednak dał radę, chociaż chyba zabrakło mu trochę spokoju i większej precyzji we frazowaniu. Nie można mieć jednak pretensji, bo w tej formule wyścigów był to jakby „koszt uboczny”. Po tym występie pomyślałem, że jeśli ktoś wpadł na taki pomysł, to równie dobrze można zaproponować zaśpiewanie „Dziwny jest ten świat”. Oczywiście potraktowałem to jako czarny humor. Później się okazało, że w tym programie granice szaleństwa nie istnieją – tę piosenkę także wczoraj usłyszeliśmy. I to pozostawię bez komentarza.
Mój drugi faworyt, Norbert Wronka, także zachwycił. Tutaj zetknęliśmy się z podobnym problemem, bo konieczność wykonania piosenki w krótszej wersji wpłynęła na lekką nerwowość. Bo inaczej buduje się dramaturgię przez 4 minuty, a w czasie o połowę krótszym niektóre fragmenty piosenki brzmią nieco nienaturalnie. Jednak tych dwóch wokalistów, Łukasz i Norbert, to najjaśniejsze punkty całego programu.
Potem nic szczególnego się już nie wydarzyło, bo w pozostałych zespołach mojej uwagi nie zwrócił nikt. Najbardziej szkoda mi było Julii Szarlińskiej. Prawdopodobnie pokonała ją piosenka, ale i tak ta wokalistka jest nadzieją na dobre śpiewanie w następnych występach.