VoP’24 – codziennie inny faworyt
Wczoraj był najciekawszy moment tej edycji, bo zaprezentowanie się w utworze premierowym to pokazanie, jakim tak naprawdę się jest, albo chce być artystą po programie. I niestety było tak jak w poprzednich latach – wykonane single to piosenki, których w większości nie chce się drugi raz usłyszeć. Jedynie z przyjemnością słuchało się propozycji Kacpra Andrzejewskiego.
Właściwie wszystkie rozstrzygnięcia w czterech grupach wykonawców były sprawiedliwe, jednak zaniepokoiło mnie to pierwsze. Już wcześniej pisałem, że Iza Płóciennik jest sprawną warsztatowo wokalistką, ale nie byłem przekonany, czy to tylko umiejętności, czy coś więcej. Wczoraj okazało się, że jeśli śpiewa się piosenkę, w której nie mamy żadnego wzorca, kiedy światowy artysta nie pokazał jak ją można zaśpiewać, to nawet odśpiewanie linii melodycznej jest problemem, częste podjazdy i „szukanie” dźwięku to poziom, który tej wokalistce nie miał prawa się wydarzyć. Jeszcze gorzej było przy wykonaniu „Niech żyje bal” – tak mocna ingerencja w kultowy twór to przede wszystkim brak szacunku dla kompozytora. Wielu młodym wykonawcom się wydaje, że zaśpiewanie znanej piosenki w takim samym kształcie to obciach. A przecież można nieco zmienić oryginał jeśli ma się przemyślaną koncepcję, tak jak zrobił to Kacper Andrzejewski w „Yesterday”. Jego wczorajsze występy nagle zmieniły układ sił, wydaje mi się, że teraz on będzie faworytem do wygrania programu. Jego najpoważniejszym konkurentem jest człowiek-zagadka, czyli Mikołaj Przybylski. Nie zdziwię się, jeśli między tymi dwoma odbędzie się ostateczna walka o zwycięstwo.