VoP’24 – Kuba Badach nokautuje.
Wczoraj pierwszy raz usłyszeliśmy wszystkich wykonawców, więc mogliśmy ich ze sobą porównać. Prezentowanie się w grupach pokazało, jak duża jest między nimi różnica – dwie przeciętne, jedna słaba i jedna świetna, to karykatura programu. Bo jak tu oceniać śpiewających, jeśli się wie, że występują w różnych kategoriach wagowych?
W pierwszych trzech grupach najczęściej było nijako. Na szczęście w każdej z nich był ktoś interesujący, jak: Yaroslav Rohalskyi, Bartłomiej Michałek i Kacper Andrzejewski. Tych trzech wokalistów to przede wszystkim osobowości sceniczne, i nawet kiedy wokalnie nie zawsze było idealnie, to jednak są oni najbardziej zapamiętywalni.
Dopiero ostatnia grupa, podopieczni Kuby Badacha, pokazała, że jednak można. Już w poprzednim etapie wyraźnie wdać było, że jego wykonawcy byli najlepiej przygotowani, a wczoraj nastąpiła kulminacja – wszystkie 7 występów stało na tak wysokim poziomie, że można by pomyśleć, że to finał. Szkoda mi było tych, którzy musieli pożegnać się z programem, bo w innych zespołach pewnie byliby gwiazdami. Największe wrażenie zrobił na mnie Maciej Rumiński, który znowu pokazał, że jego wrażliwość jest niepowtarzalna. Mile też zaskoczyła swoją dojrzałą interpretacją Adrianna Ropela. Paradoksalnie największą niespodzianką był występ Anny Iwanek, tej która ma wygrać program, bo wczoraj właściwie powinna odpaść, jako zdecydowanie najsłabsze ogniwo. Na szczęście jej mentor uwzględnił wcześniejsze występy, dał więc szansę zrehabilitowania się w programach na żywo. I dobrze, tylko po co były wczorajsze wykonania, jeśli nie miały żadnego wpływu? To może być przestroga dla każdego, bo w następnym etapie, kiedy będą decydować widzowie, takiego luksusu już nie będzie.