VoP’25 – nie dajmy się tak nokautować!
Nie chcę się powtarzać, że to wyjątkowa słaba edycja. Ale nawet wiedząc to od kilku tygodni, wczoraj znowu mnie zaskoczono. I nawet nie tym, że większość uczestników prezentuje poziom przeciętnego karaoke, ale umiejętnością zaprezentowania się w piosence, którą wybiera się na własną odpowiedzialność. Zawiedli nawet ci, na których wcześniej stawiałem.
We wczorajszych odcinkach straszyło od początku, bo to, co pokazali podopieczni Tomsona i Barona, to była porażka. Nieco lepiej było w grupie Michała Szpaka. Tu nawet komuś udało się zaśpiewać nawet interesująco, ale dopiero występy ekipy Margaret pozwoliły programowi wejść na poziom, na którym powinien być od początku. Najpierw swoją klasę potwierdził Jasiek Piwowarczyk, który od pierwszego pojawienia się nie odpuszcza, ciągle jest kandydatem do wygrania. Zachwyciła mnie też Gabriela Kurzac, bo to, w jaki sposób zaśpiewała „Street Life”, to pokazanie dużych umiejętności i muzykalności, nie mówiąc o tym, że to utwór nieco starszy, więc trzeba się trochę orientować, żeby go wybrać. Piosenka sprawia wrażenie niewinnej, ale jeśli ktoś ją próbował śpiewać, na pewno wie, że ukrytych jest w niej kilka pułapek, na których łatwo można się wysypać. Brawo!
W tej grupie właściwie wszystkie wykonania były interesujące, dlatego zostały one zdominowane przez te wybitne, bo było takie jeszcze jedno. Filip Mettler właściwie nie miał prawa wyjść bez szwanku ze spotkania z „Jeszcze w zielone gramy”. Tymczasem wokalista pokazał, że wie o co w tym wszystkim chodzi, wie także, że jeśli chce się coś osiągnąć w muzyce, to trzeba pójść odważnie. To był występ elektryzujący, mimo nieco kulejącego frazowania w pierwszej części piosenki.
I kiedy już rozgrzano nas tymi świetnymi wykonaniami, można się było spodziewać, że zostawiona na koniec grupa Kuby Badacha porozstawia wszystkich po kątach. Od początku obecnej edycji w tej właśnie grupie przewidywałem najciekawszą walkę o zwycięstwo. Tymczasem wczoraj zawiedli wszyscy, nawet ci, którzy byli moimi faworytami. No właśnie, okazało się, że nic tu nie jest dane za darmo, a chwila nieuwagi, brak instynktu, albo za mało pokory mogą wyprowadzić na manowce. Tak, po wczorajszych odcinkach można powiedzieć: umarł król, niech żyje król.








