Skip to content
7 kwi / Wojtek

Żabson – „To ziomal” [RECENZJA]

Do tej płyty podchodziłem jak pies do jeża, bo okładka sugerująca plastik, a w komplecie z tytułem jeszcze bardziej odpychająca. No i ten mało obiecujący pseudonim, dodatkowo wprowadzający w zdumienie, kiedy się dowiemy, że za nim nie stoi nazwisko Żaba ani Żabiński, lecz po prostu Mateusz Zawistowski.  A że człowieka wcześniej nie znałem, więc nie wiedziałem czego mogę się spodziewać. Aż tu nagle…..Już od pierwszego przesłuchania gęba mi się śmiała, bo to nienajgorsza płyta. Żabson wydał debiutancki album, więc może być jeszcze pod ochroną. Co prawda większość materiału brzmi jakby nagrał go nastolatek – i wtedy byłoby świetnie. Tymczasem Żabson jako prawie 24. latek do słów i znaczeń często podchodzi niefrasobliwie – cały album jest przesiąknięty beztroską zabawą, z której jednak od czasu do czasu wyłaniają się wątki mądrzejsze.

Można odnieść wrażenie, że płyta została nagrana zgodnie z checklistą wszystkich obowiązkowych elementów występujących u polskich raperów. Bo muszą być teksty z wątkami autobiograficznymi – i są, a w tekstach powinny się pojawiać przekleństwa. Obowiązkowe transakcentacje – oczywiście że tak, Żabson o nich nie zapomniał.

Czego się dowiadujemy z tej płyty? Po pierwsze odwaga. Żabson nie wstydzi się przyznać, że materialnie dobrze mu się powodzi. I to może być dobry sygnał dla młodzieży, że w Polsce też można się utrzymać na przyzwoitym poziomie, a przy okazji robić to, co się lubi. Któż by tak nie chciał. Co prawda tego typu śmiałe deklaracje w ustach człowieka, który dopiero rozpoczyna swoje dorosłe życie mogą brzmieć jak prowokacja albo głupota. Czas pokaże właściwą odpowiedź.

Po drugie – w wartwie tekstowej Żabson nie wychodzi poza stereotyp gatunku. Liczne przekleństwa brzmią tu naturalnie, a obowiązkowe zwroty w stylu "ziom" uzupełnione banałami jak np. "karuzela życia" potwierdzają jedynie, że mamy do czynienia z fonograficznym debiutantem. Jedynie może trochę irytować zbyt często wykorzystywane słowo "dupa". Oczywiście wątki autobiograficzne, ze wspomnianym chwaleniem się są tutaj dominujące. Jednak niektóre z nich, jak "Bingo", czy "Flexin" potrafią pokazać, że na pewno u tego chłopaka jest spory potencjał.

Po trzecie – muzycznie nie dzieje się nic specjalnego.  Jednak z drugiej strony nie jest źle, bo nawet wykorzystywany często auto-tune nie jest zbyt drażniący. Współpraca z kilkoma producentami, którzy w przypadku tego gatunku są autorami bitów, to nienajgorszy efekt. Swoje pomysły muzyczne zrealizowało tutaj kilku producentów młodego pokolenia: 2latefor, Wrotas, Kubi Producent, Hubi, KGR, SecretRank, Zebra, On_J, Świerzba i Opiat.  To wszystko spinał jednak sam Żabson, który na każdym etapie produkcji dbał o ostateczne brzmienie. Nie można też zapomnieć, że to co słyszymy to również efet współpracy z Kwazarem, który z tego całego towarzystwa jest najbardziej doświadczony. Bo oprócz całkiem udanych podkładów słyszymy te nieco lepsze, jak "Incepcja" i "Ja zarabiam, ty się bawisz", ze świetnym kontrapunktem melodycznym w "Nie mam ochoty na nic".

Po czwarte – atrakcyjne, łobuziarskie utwory. 

Żabson epatuje energią i optymizmem. Nie wszystko mu jeszcze wychodzi, ale to nie ma tutaj większego znaczenia, bo na perfekcję i mądrość życiową chłopak ma jeszcze czas. W każdym razie początek jest obiecujący.

 

6/10

Zostaw komentarz