Skip to content
31 sty / Wojtek

„Zalewski śpiewa Niemena” [RECENZJA]

Muzyka Czesława Niemena ukształtowała mnie. Z nią rosłem i poznawałem kolejne albumy. Miałem szczęście, że żyłem w czasach, w których legenda naszej muzyki się rozwijała. I może dlatego każde odgrzebywanie piosenek tego mistrza jest dla mnie dużym przeżyciem. Najczęściej niezbyt miłym. Wiadomość o wydaniu płyty z piosenkami naszej legendy bardziej mnie zaniepokoiła, niż ucieszyła, bo nawet nazwisko zdolnego muzyka nie gwarantuje tutaj sukcesu. Na szczęście Krzysztof Zalewski dał radę. I to jak!

Wielokrotnie już pisałem, że w Polsce covery najczęściej wykonuje się przy okazji koncertów rocznicowych. Znacznie rzadziej artyści nagrywają całą płytę poświęconą jednemu wykonawcy lub twórcy, chociaż tutaj dorobek jest jakościowo stosunkowo bogaty. Album Krzysztofa Zalewskiego jest niejako połączeniem tych dwóch wydarzeń. Zaczęło się od zaproszenia go na festiwal w Jarocinie, aby koncertem z piosenkami Niemena uczcić 30. rocznicę występu artysty na tym festiwalu. Koncert Krzysztofa Zalewskiego został przyjęty znakomicie, ale nic w tym dziwnego, skoro artysta włożył w to tyle serca i talentu, i w dodatku zaprosił do tego projektu fenomenalnych muzyków.

Po pierwszym przesłuchaniu albumu byłem lekko rozczarowany, bo brzmienie zespołu, zwłaszcza gitar, było za bardzo podobne do oryginałów. Dopiero nieco później, kiedy ogarnąłem płytę całościowo odkryłem, że właśnie taki był pomysł muzyków. Prawdopodobnie chodziło o to, aby grając te piosenki teraz, dodając jej ducha nowoczesności, nie zatracić magii, która te piosenki utkała. Zalewski do zadania podszedł ambitnie wybierając utwory mniej znane. Co prawda pojawia się tutaj nieśmiertelny „Dziwny jest ten świat”, który w wersji koncertowej jest jeszcze ciekawszy – na albumie pozwolono sobie na małą ekstrawagancję, w postaci 3 piosenek w wersji koncertowej z Jarocina właśnie. I te nagrania kończące album przekonały mnie, że rozpoczynając swój występ tą najbardziej znaną piosenką Zalewski wiedział co robi. I nawet żałuję, że nie powstała płyta z samymi wykonaniami live, bo te mają zupełnie inną energię.

Na płycie „Zalewski śpiewa Niemena” można się rozkoszować pięknymi wykonaniami. Są tu interesujące wersje „Począwszy od Kaina”, „Spojrzenie w siebie”, czy „Kwiaty ojczyste” ze świetnym, zapadającym w pamięć riffem gitarowym. Największe wrażenie zrobiła na mnie nowa wersja piosenki „Status mojego ja”. Ten utwór z płyty „Terra Deflorata”, przedostatniego albumu Niemena, pochodzi z okresu fascynacji artysty nowinkami technicznymi, co bardzo słychać. Krzysztof Zalewski wykonał ją zupełnie inaczej, skupiając się na tekście, ale też podkreśląjąc piękno linii melodycznej. Tym wykonaniem Zalewski pokazał, że jest artystą przez duże A. Na tle wszystkich świetnie wykonanych piosenek nieco egzotycznie brzmi „Domek bez adresu” wykonany jak kopia, z tym samym wstępem gitarowym, podobnymi chórkami i w tym samym miejscu zagraną solówką. Po co takie eksperymenty? Dla kontrastu?

Osobno należy porozmawiać o muzykach tworzących z Zalewskim ten świetny album. Liczba osób tu grających jest tak krótka, że kilka razy musiałem to sprawdzić, bo poziom zagrania tego materiału jest mistrzowski! Zapewne duży tutaj wkład wniósł Jurek Zagórski, producent nie tylko tej płyty, ale także ostatniego albumu Natalii Przybysz. Pozostali instrumentaliści to osoby znane ze współpracy z polskimi znakomitościami. I jeśli jesteśmy przy muzykach, to osobno należy wspomnieć Natalię i Paulinę Przybysz. Te 2 świetne wokalistki potwierdzające swoją klasę solowymi płytami, tutaj zgodziły się na stworzenie tła. Ale właśnie ten drugi plan jest niezwykle imponujący. Okazuje się, że tzw. zawodowe chórzystki, które potrafią zaśpiewać wszystko i z każdym powinny uczyć się od sióstr Przybysz. Bo oto widzimy, że śpiewanie głosów wspomagających może być wielką sztuką. Panie wkładają w ten materiał tyle serca i muzykalności, że w dużym stopniu dokładają się do ostatecznego efektu nagrań. Najbardziej podobają mi się w piosence „Jednego serca” – tutaj tyle się dzieje, że momentami przestaję słuchać melodii wiodącej. Tak, dobranie odpowiednich muzyków to wielka sztuka!

Coś mi się wydaje, że to będzie moja ulubiona płyta. Brawo, brawo, brawo!!!

9/10

 

Zostaw komentarz