Skip to content
5 mar / Wojtek

Zdechły Osa – artysta czy skandalista? „BRESLAU HARDCORE” [RECENZJA]

Miało być ostro. I jest. A przy okazji prowokacyjnie i konsekwentnie. Lepszego tytułu artysta nie mógł zaproponować: jest odważnie i bezkompromisowo, jednym słowem hardcorowo. Zdechły Osa od początku do końca idzie po swoje, nie zwalnia tempa, a za sobą zostawia spaloną ziemię. Bo to nie jest album dla grzecznych nastolatków, raczej dla buntowników, a za takiego ten artysta uchodzi. Gdzieś przeczytałem, że to punkowiec wśród polskich raperów. I coś w tym jest, bo gdyby określić styl Zdechłego Osy, to nie jest to takie łatwe.   Ale czy wiem, o czym jest ten album?

Zdechły Osa od początku zafundował nam śmiałe klimaty i cały czas się ich trzyma. Do tego zakręconego świata zaprosił licznych gości. I jest tak pełno tego wszystkiego, że nie wiem, czy to jeszcze artystyczna wizja Zdechłego Osy, czy wypadkowa tłumnego procesu twórczego. Rozczarowuje mnie Alik, który u siebie, w Ćpaj Stajl, jednak tutaj sprawia wrażenie, jakby wpadł do tej czarnej dziury. W utworach z jego udziałem („Zakochany Kundel” i „Między blokami”) jest tyle tego wszystkiego, że kompletnie nie wiadomo o co chodzi, jest wulgarnie i nijako. Lepiej poradził sobie WaluśKraksaKryzys w „Jezus po tygodniu we Wrocławiu”. Tutaj gość jest w swoim świecie, a ponowie znajdują wspólny przelot, że nie wiemy, kto tu jest gospodarzem. Ale nic nie szkodzi, bo ten utwór ma sens.

Ciekawostką są dwa ostatnie utwory, do których artysta zaprosił Brodkę i Sarsę. I nagle Zdechły Osa jest inny, nie tak buńczuczny i bardziej ważący słowa, jakby wiedział, że przy kobietach pewnych rzeczy nie wypada robić. Te utwory są bardzo interesujące, ale w kontekście całego albumu jakby z innej bajki.

Także długa jest lista producentów, jednak także tutaj nic specjalnego się nie dzieje. Cały czas jest na bogato: pełno dźwięków, głosów, słów. Może dlatego moja uwagę zwrócił „Summer Song”, solowy utwór z ciekawą muzyką. Za nią odpowiada Aetherboy 1, który jest w tym albumie producentem z największą ilością tracków.

Musiałem tego albumu wysłuchać kilkanaście razy. I nadal nie wiem co o nim sądzić. Na pewno nie jest to moja bajka. Zwłaszcza w warstwie tekstowej. Jest tu dużo bałaganu i do końca nie wiem, o co artyście chodzi. Muszę jednak docenić konsekwencję artysty i dbałość o tzw. wyraz artystyczny. Bo takie albumy, niezależnie od tego, że do mnie nie trafiają, na pewno posuwają naszą muzykę do przodu.

7/10

Zostaw komentarz