Skip to content
16 lis / admin

Zioła na wariackich papierach – Piotr Zioła, „Wariat” [RECENZJA]

Czasem trzeba uczynić wielki krok (“Apollo”)

Ta płyta może powalić. Przychodzi znienacka, atakuje szczerością i prostotą i, mimo że nie jest o łatwych rzeczach, zachwyca. Po 6 latach od swojego debiutu Piotr Zioła, o którym świat miał już prawo zapomnieć, przychodzi do nas z „Wariatem”. I jeśli prawdą jest, że to dopiero drugi album jest dla każdego artysty papierkiem lakmusowym klasy, to w tym przypadku nie mamy wątpliwości. Nasza scena może powitać artystę z pierwszego rzędu – pisząc o jego debiucie wyrażałem nadzieję,  że być może jesteśmy świadkami narodzin interesującego artysty. I się nie pomyliłem. Tak, Piotr Zioła uczynił wielki krok!

A co, jeśli nie ja jestem tutaj wariatem? (“Wariat”)

Cały czas miałem wrażenie, że to zupełnie inny facet niż w swoim pierwszym albumie. Tu wszystko jest proste, naturalne i jakieś takie prawdziwe. Jakby chłopak z sąsiedztwa opowiadał nam o swoim życiu. I ten głos, charakterystyczny, nie podrabiający nikogo, trochę nonszalancki, nie dbajacy o te wszystkie magiczne sztuczki wielu wokalistów. Naturalność w czystej postaci.  A piosenką “Wariat” artysta jeszcze dobitniej pokazał, że nie udaje, idzie na całość i doskonale wie, jaka ma być ta płyta.

Nie wstydzę się siebie / W oku mam błysk / W nosie mam świat / Na plecach blizny / (“Błysk”)

Wcześniej słyszymy “Błysk”, odważny manifest młodego człowieka. Jakby wstęp do “Wariata” – te dwie piosenki ułożone po sobie robią robotę. Ale za chwilę zostajemy sprowadzeni do parteru.

Nie odwiedzam kina / Te historie są zbyt proste (“Wszystko co mam”)

Tu, w parterze czeka na nasz “Wszystko co mam”. To jedna z piękniejszych polskich piosenek o depresji. Żeby coś takiego zaśpiewać trzeba niezłej odwagi. Paradoksalnie ta urocza ballada może stać się przebojem. Co prawda nie wybrano jej na singla, może linia melodyczna jest bardzo prosta, ale w całości, z tekstem i tą prawdą podawaną przed wokalistę wszystko brzmi prawdziwie. Zaczynamy sią zastanawiać ilu codziennie ludzi z podobnymi problemami mamy wśród najbliższych, albo spotykamy ich codziennie w korporacyjnym openspejsie.

Płynie we mnie prąd / Ruchem magnetycznych ciał (“Prąd”)

“Prąd” jest najbardziej przebojową piosenką, taką, której chcemy się poddać. Chcemy popłynąć z tym prądem i choć na chwilę czuć się lepiej. Tu muszę zatrzymać się na kompozycji, bo ta się wyróżnia. Zawsze uważałem, że klasę artysty poznaje się po umiejętności doboru współpracowników. Piotr Zioła zaprosił świetnych kompozytorów, którzy razem z nim wymyślili te proste melodie: Marcin Ułanowski, Staszek Wróbel, Paweł Zalewski i Krzysztof Kawałko. W tym przypadku prostota jest dodatkowym atutem i nieocenioną umiejętnością. A największe wrażenie robią teksty, bardzo osobiste i szczere. I aż trudno uwierzyć, że ich autorami jest kilku twórców, bo obok samego Piotra są to: Bisz, Arkdiusz Sitarz, Radek Łukasiewicz, Paulina Pzybysz, Jarosław Jaruszewski  i Justyna Święs.

Płyta jest bardzo starannie zrealizowana, ale tu też sprawdzone nazwiska: Jan Biedziak i Emade. Starannie też jest zbudowana dramaturgia albumu, kiedy poruszające nas piosenki przeplecione są dwiema anglojęzycznymi. I tak jak zazwyczaj mam problem z naszymi artystami, którzy śpiewają po angielsku, tak tutaj mam wrażenie, że tak musiało być – te piosenki dodają dodatkowej przestrzeni i oddechu. A początek albumu, instrumentalna „Mama”, to najlepsza dedykacja, zresztą mama artysty delikatnie nuci tutaj melodię. Czy można było lepiej zacząć ten piękny, mądry album?

8/10

 

Zostaw komentarz