Skip to content
23 wrz / Wojtek

Otis Kane „Purple Blue” [RECENZJA]

Na tego artystę trafiłem przypadkiem, a właściwie to nie przypadek, a podpowiedź platformy streamingowej, a tam algorytm już dobrze wie, co mi proponować. Najpierw zainteresowała mnie jedna piosenka, a potem odkryłem cały album i postać Otisa Kane. „Purple Blue” to pierwszy „pełnoprawny” krążek artysty. Wcześniej były dwie EP-ki, ale dopiero w 2021 ukazał się materiał złożony z 13 utworów. I można się zdziwić, że to niecałe 33 minuty muzyki, bo płyta jest tak różnorodna i bogata muzycznie, że nie chce się z tego świata wychodzić.

Artysta zebrał piosenki mocno się od siebie różniące, trudne do zaszufladkowania do konkretnej stylistyki. Co prawda dziennikarze przypisują mu R&B, ale po co w ogóle to nazywać? Ważne, że jest nowocześnie i atrakcyjnie. Na przemian słyszymy przebojowe, radiowe piosenki, („Sweet Sensation” i „Good Love”), albo wręcz taneczna „Keep Me Going”, by pomiędzy nimi zatopić się w piękne ballady („Lost” i „Perfect”). Kane bardzo koncentruje się na opracowaniu wszystkich utworów. Każdy jest ciekawie zaaranżowany i wykonawczo dopieszczony. Na mnie największe wrażenie robi „All I Need”, krótkie interludium instrumentalne, w środku albumu, dla złapania oddechu. Tak, ten facet wie, jak powinna brzmieć dobra muzyka. Dzięki nowoczesnym aranżacjom jego utwory są „jakieś”, bo te radiowe nie są tak banalne jak wiele przebojów, a piosenki spokojniejsze to nie typowe, ckliwe samograje. Jakby artysta uciekał od banału i oczywistości. I to mu się udaje znakomicie.

Ciekawe są dwa duety z paniami: kanadyjską wokalistką Kallitechnis i bardzo doświadczoną autorką repertuaru dla gwiazd popu Chloe Angelides. „Feel Into It” z udziałem tej drugiej to pokaz świetnej koncepcji, ale też znakomite wykonanie. Bo Kane śpiewać umie, ale nigdy się nie popisuje, swoje interpretacje podporządkowuje ogólnej koncepcji całego utworu.

Można się zdziwić, że tak świetny artysta jest stosunkowo mało znany. Ale taki jest amerykański muzyczny świat – wystarczy pójść do pierwszego z brzegu baru z muzyką na żywo, aby się przekonać, że zdolnych wykonawców z dużym potencjałem jest masa. Dlatego przebijają się jedynie ci, którzy mają coś nowego do powiedzenia, a oprócz tego mają większą determinację i oczywiście szczęście. Na pewno łatwiej mają muzycy samodzielni, tworzący swój repertuar. Można więc być o Otisa Kane spokojnym, bo nie dość, że sam pisze swoje piosenki, to jeszcze gra na wielu instrumentach, nieźle śpiewa, w dodatku jest sprawnym realizatorem nagrań. Sądzę, że to tylko kwestia czasu, kiedy o tym wykonawcy usłyszy cały świat.

9/10

Zostaw komentarz