
Podobno śpiewać każdy może. Ale czy powinien? Ostatnio coraz więcej raperów zabiera się za wokalistykę, niestety nie wychodzi to najlepiej. W swoim najnowszym krążku duet całkiem dobrych raperów także próbuje udawać wokalistów. I nawet nie chodzi o samą technikę śpiewania, ale o to, co śpiewają, bo takim melodiom, najczęściej prostym i banalnym, bliżej do repertuaru plenerowego dla tłumów.

Tytuł piosenki kojarzy nam się nierozerwalnie z Nat King Cole. I nic w tym dziwnego, bo to jedno z tych nagrań, które zapada w pamięci, zresztą to było pierwsze wykonanie piosenki. Zacznijmy więc od niego.

Artysta, o którym na razie nie wiemy za dużo, oprócz tego, że w grudniu ubiegłego roku wydał swój debiutancki album. Sam o sobie w mediach społecznościowych pisze enigmatycznie:
„Cześć. Jestem Miquel Dias, niezależny artysta R&B.”

Ten album to podręcznikowy przykład, jak można zniszczyć coś dobrego. Oto Pawbeats, doświadczony producent wielu dobrych albumów, autor muzyki do kilku autorskich płyt wymyślił, że swoją nową muzyką podzieli się z Sariusem. A ten bez skrupułów posuł ją koncertowo!

Artystka, która w wieku 36 lat nagrywa dopiero drugi album na pewno nie może o sobie powiedzieć, że życie ją rozpieszczało. Ale w muzyce, jazzowej zwłaszcza, nie często się idzie na skróty, a przykłady nastoletnich wykonawców, którzy zdobywają światową karierę, to przypadki jednak wyjątkowo rzadkie. Kariera Chrstie Dashiel to kolejny przykład cierpliwości i pokory – album „Journey In Black” został uznany poprzez nominację do tegorocznych Grammy. Artystka może być znana polskim słuchaczom – w ubiegłym roku wystąpiła na festiwalu Era Jazzu w Poznaniu w ramach projektu „Black Lives”.