Skip to content
14 lut / Wojtek

Anna Maria Jopek – „Minione” [RECENZJA]

O tej płycie mówiło się dużo jeszcze przed jej wydaniem. Atmosferę podgrzewały wywiady z artystką, która świetnie reklamowała swoje najnowsze dziecko, opowiadając naprawdę ciekawe rzeczy. No i w końcu jest. Wysłuchałem. I co? I cytując Szekspira, można powiedzieć : „wiele hałasu o nic”.

Pomysłem na tę płytę miało być odkurzenie przedwojennych polskich szlagierów i podanie ich w nowoczesnej stylistyce. Sama artystka opowiada, że szukała materiału zapomnianego, aby zgodnie z tytułem płyty, zostawić te piosenki nowym pokoleniom. I już takie założenie bardzo mi się podoba, bo przecież wiadomo nie od dziś, że w polskiej spuściźnie jest wiele utworów, które bez problemu mogłyby stać się światowymi przebojami. Tymczasem, obok utworów trochę zapomnianych, słyszę tutaj piosenki bardzo często w Polsce wykonywane, jak „To ostatnia niedziela” i „Co nam zostało z tych lat”, a już totalnym zaskoczeniem było umieszczenie bardzo wyświechtanych: „Miasteczko Bełz” i Rebeka”. Kompletnie nie rozumiem pomysłu włączenia „Besame Mucho”. Czyżby zabrakło materiału? A tak na marginesie – „Miasteczko Bełz” też tutaj koncepcyjnie nie pasuje, bo nie jest zapomnianą przedwojenną polską piosenką. Utwór powstał w USA na potrzeby tamtejszej sceny i był napisany w jidisz.

Recenzując niedawno świetną płytę  „Władysław Szpilman, Piosenki. Songbook” pisałem:

„Prawdopodobnie tylko obcokrajowiec, którego estetyka muzyczna ukształtowała się w innych warunkach, jest w stanie w taki właśnie sposób odczytać polską kompozycję. To coś w rodzaju dyskusji na temat grania Chopina przez zagranicznych muzyków. ” Chodziło mi o nie śpiewanie na klęczkach, zapomnienie o niewytłumaczalnej polskiej manierze, w której (i tu znowu cytat ze wspomnianej recenzji): dominują niemalże obowiązkowe – konwencja ad libitum i liczne rubata.

I tutaj artystka zafundowała nam kumulację tego zjawiska. Poziom egzaltacji wykonawczyni jest tak duży, że nawet udział znakomitych muzyków nie był w stanie uratować zamysłu wokalistki. Gonzalo Rubalcaba ze swoim zespołem zrobili dużo, stąd ostateczny efekt nie jest tak tragiczny. Szkoda tylko, że tak świetni muzycy nie potrafili przeforsować swojego rozumienia muzyki, aby to co słyszymy było po prostu strawniejsze. Bo dla przykładu „Kogo nasza miłość obchodzi” jest nagraniem właśnie bez tej dziwnej nostalgii przywołującej obrazy wierzb płaczących i mgieł nad polami – tego się po prostu dobrze słucha. I przy tych eksperymentach interpretacyjnych trochę ucieka z pola widzenia maestria pianisty, który odciska na tej płycie swój wyraźny ślad. Szczególnie w trzech piosenkach Gonzalo Rubalcaba pokazuje wielką klasę: „Pokój na Hożej”, „Co nam zostało” i „Rebeka”.

Czyżby Anna Maria Jopek zaczęła wkraczać na niebezpieczne ścieżki? Jej wcześniejsze płyty były różne, najczęściej bardzo dobre. Jednak ostatnio artystka demonstruje zmierzanie w kierunki lekko mistyczne, żeby nie powiedzieć nawiedzone. Czy powinienem się bać? Może jednak poczekam na następną płytę:-)

Moja ocena: 5/10

Zostaw komentarz