Skip to content
17 lut / Wojtek

Błażej Król – „W każdym (polskim) domu” [RECENZJA]

Już sam tytuł sugeruje, że to płyta dla każdego. Albo może obrazek przeciętnego polskiego domu: takie same codzienne problemy i te same programy telewizyjne. Teksty są jak zwykle u Króla ciekawe i niebanalne, a linie melodyczne już tak dla niego typowe, że nie można go pomylić z kimś innym. Do tego świetne teledyski. Kiedy jednak skupiam się na muzycznym tle,  zastanawiam się, czy ta przaśna muzyka ma obrazować klimat polskiego domu, czy to jednak wypadkowa gustu artysty?

Początkowo zamierzałem nie pisać o żadnym utworze, bo ten album powinno się odbierać w całości – albo się go pokocha, albo nie. Jednak muszę wspomnieć o gościnnym udziale Quebonafide w “Przyszedłem tu” – to dla mnie najciekawsza piosenka. Niezłe są też “Nic nowego” i “Miałem już nie tańczyć”. Szkoda jedynie, że ta pierwsza jest w złym kontekście, bo poprzedzająca ją dziwna, jakby szantowa “Siadaj/Słuchaj” jest w takim kontraście, że tracą na tym obie piosenki. Być może wystarczyło je inaczej ulokować?

Pisząc o albumach Błażeja Króla zawsze wspominałem o udziale jego żony, Iwony.  Jedynie nie było go w „Przewijaniu na podglądzie”, świetnym albumie z 2018 roku . I ten krążek uważam za najlepszy w dorobku artysty. W tym najnowszym wokalistka już się tak mocno rozpycha, że jej udział jest irytujący. Fatalna „Im dłużej milczysz”, albo koszmarne parlando w „10 lat” to przykłady jak może zepsuć dobre piosenki – nie widzę żadnego artystycznego uzasadnienia dla udziału Iwony Król. Prawdopodobnie powód jest jakiś inny, ale lepiej się nad tym nie zastanawiać.

7/10

 

 

Zostaw komentarz