Skip to content
24 mar / Wojtek

Carmen Lundy „Fade to Black” [RECENZJA]

Kiedy rok temu pisałem o tej artystce, podkreślałem, że to jej pierwsza nominacja do nagrody Grammy. Tak, to było spektakularne, że tak długo występująca wokalistka, dopiero zbliżając się do siedemdziesiątki ,zostaje doceniona tym najważniejszym dla wszystkich artystów wyróżnieniem. Ale jeszcze większe wrażenie zrobiła kolejna, tegoroczna nominacja. Co prawda na tym się skończyło, statuetkę odebrała świetna Samara Joy, ale tak wysokiego poziomu w kategorii jazz wokalny nie pamiętam od dawna.  I też nie często się zdarza, żeby album zawierał same nowe, w dodatku autorskie piosenki.

 

“Fade To Black” to album nr 16 w dorobku artystki. Wszystkie piosenki powstały podczas lockdownu jaki objął cały świat 3 lata temu. W 11 piosenkach Carmen Lundy dotyka wiele ważnych tematów: prawa kobiet, inwazja technologii w nasze życie i brutalizacja policji. Takie wątki w połączeniu ze świetnie zagraną muzyką i charyzmą wokalistki tworzą smaczne, interesujące spotkanie. I to też potwierdza sama autorka:

„Zaczęłam komponować te piosenki od stanu zerowego, nie patrząc wstecz, obserwując świat, w którym jesteśmy teraz, w tym momencie. Tradycyjne kompozycje jazzowe wymagają zrozumienia jego ewolucji, ale też ducha improwizacji. Chciałam zgłębić różne podejścia to harmonii, rozbudowane formy i subtelny koncept rytmiczny pozwalający na tę przestrzeń, która pozwala linii melodycznej i tekstowi na opowiadanie historii, w których słuchacze nie skupiają się ani nad założeniami jazzu wokalnego, ani założeniami harmonicznymi, czy rytmicznymi.”

To nie są piosenki, które zainteresują każdego słuchacza szukającego w muzyce głębi. Na mnie największe wrażenie robią dwie: świetnie zagrana i zaśpiewana, wielopłaszczyznowa „Daughter of the Universe”, oraz piękna, mądra ballada „Rest in Peace”.

I znowu przekonujemy się, że cierpliwość i konsekwencja to elementy, w które warto inwestować. Tak jak zrobiła Carmen Lundy.

10/10

 

Zostaw komentarz