Skip to content
7 lut / Wojtek

Gretchen Parlato, Lionel Loueke – „Lean In” [RECENZJA]

Rok temu pisałem o znakomitym albumie artystki, w związku z nominowaniem go do nagrody Grammy. Teraz jest podobnie, bo jej najnowszy krążek znowu został doceniony w kategorii jazz wokalny, jednak tym razem nie jestem tak zachwycony. Być może moje oczekiwania były zbyt wysokie?

Przypomnijmy, że Gretchen Parlato to niezwykle doświadczona wokalistka, córka członka zespołu Franka Zappy, ale sama zbudowała swoją klasę, wygrywając bardzo prestiżowy konkurs Theloniousa Monka, a od 1o lat jest wykładowczynią Manhattan School of Music. Do tego 6 albumów i współpraca z wieloma znakomitymi muzykami. Z kolei Lionel Loueke to jeszcze bardziej uznany muzyk – gitarzysta, także wokalista, co w tym intymnym duecie wykorzystuje znakomicie. Sam zdążył już nagrać mnóstwo albumów, cześć ze swoim zespołem, ale jeszcze więcej jako współpracownik długiej listy znakomitości, jak choćby:  Herbie Hancock, Chick Corea, Norah Jones i Esperanza Spalding.

„Lean In” to trzeci wspólny album tych dwojga.  Słychać wyraźnie, że artyści grają ze sobą ponad 20 lat, słychać też, że oboje czują się znakomicie w klimatach latynoskich. Tym razem postawiono na akustyczną, intymną podróż po delikatnych materiach, jest dużo smaczków i detali, które trzeba odkryć. I może tak ambitne podejście do repertuaru powoduje, że w całości nie jest on tak atrakcyjny, bo utworów, które zwrócą uwagę nie tylko wąskiego grona miłośników takich klimatów jest niewiele. Na pewno podobać się może „I Miss You”, może nawet „Painful Joy” – być może dlatego, że są to utwory anglojęzyczne, ale też wykonane są nie tak „hermetycznie” jak pozostałe piosenki.

Wracając do tych smaczków, to uwagę zwracają  króciutkie „Okagbe Interlude” i „Mi Wa Se Interlude”. Równie świetnie brzmi „Muse”, gdzie spokojnej linii melodycznej śpiewanej przez Gretchen towarzyszy ciekawy akompaniament, głównie rytmiczny, wspomagany głosem Lionela, potem dochodzą instrumenty, ale nadal jest delikatnie i magicznie.

Można się jedynie zdziwić, że ten album dostał nominację do Grammy, a tym bardziej, że to nominacja w kategorii jazz wokalny, bo w tej wybrano klika znakomitych krążków, niewątpliwie jazzowych. No właśnie – w przypadku wielu nagród muzycznych jest tak, że jeśli jakiś artysta zostanie przypisany do konkretnej stylistyki, to potem będzie w niej tkwił na długo.

9/10

Zostaw komentarz