Skip to content
18 lut / Wojtek

H.E.R. – „I Used To Know Her” [RECENZJA]

Wokalistka, która mając 22 lata wydaje drugi album i to w dodatku kolejny, który jest obsypany nominacjami do nagrody Grammy, to ciągle sensacja. Co prawda nie w tym roku, o czym za chwilę. Jeśli chodzi o nominacje do najważniejszej nagrody muzycznej – tu się niewiele zmienia, bo w obu przypadkach artystka otrzymała po 5 nominacji. Jest jednak jedna różnica: za debiut wokalistka zdobyła 2 statuetki w kategorii R&B, ale najważniejsza była nominacja za najlepszy album roku w kategorii "open". Teraz, nagrywając drugą płytę, H.E.R. została zaproszona do pierwszej ligi, bo tak należy potraktować nominacje w najważniejszych kategoriach: nagranie roku, płyta roku i piosenka roku. Żadna z tych nominacji nie zamieniła się w statuetkę, bo też nie mogła – tutaj pozamiatała fenomenalna Billie Eilish. Jednak można się zdziwić, że najnowszy album H.E.R nie został doceniony w w kategorii R&B, bo słuchając wszystkich nominowanych albumów, artystka raczej nie miała konkurencji.

O płycie "I Used to Know Her" można powiedzieć krótko, że to efekt świadomej współpracy mądrej wokalistki tworzącej dobry własny repertuar  ze sztabem specjalistów, którzy wiedzą jak najlepiej zrealizować artystyczną wizję. Aż 11 producentów na 19 utworów to między innymi efekt długiej drogi tego albumu. Składają się na niego 3 EP-ki: "I Used to Knowe Her – 1.", "The Prelude", "I Used to Knowe Her – 2." i kilka dodatkowych piosenek, w tym jedna, zresztą fenomenalnie wykonana, wersja koncertowa "Uninvited". I to ciekawe, bo artystka, będąc współproducentką swojego pierwszego albumu, teraz oddała sie w ręce specjalistów. Efekt jest widoczny. 

Stylistycznie artystka ciągle obraca się w klimatach, do których nas już przyzwyczaiła. Jednak tym razem jest jakby nowocześniej, a przez to świeżo. Zaskakiwać może fakt, że nie ma tu zbyt wiele ingerencji technicznej, a jeśli jest, to tak dyskretnie, że nie gubi się tego smaczku, który owiewa cały album. Bo najważniejszy jest tu klimat, częste zaskakiwanie urokliwymi partiami gitary akustycznej, albo klasycznego fortepianu. To bardzo dojrzały, dobrze zrealizowany materiał

Małym problemem mogą być same piosenki, które nie są kandydatkami na radiowe przeboje. Wyjątkiem jest "Hard Place" – właśnie ta piosenka otrzymała nominację w kategorii piosenki roku. I to zdecydowanie najlepszy utwór. Pozostałe nie są już tak atrakcyjne, ale to tylko pierwsze wrażenie, bo jeśli się wsłuchamy, to w każdym z nich znajdziemy coś interesującego. Przeważają nowoczesne ballady ("Fate", "I'm Not Ok"), ale też piosenki świetnie skomponowane ("Carried Away", "Good To Me") albo zaśpiewane w duetach (YBN Cordae towarzyszący wokalistce w świetnej "Racks"). Niezłym zaskończeniem jest zamykająca album "Lord Is Coming", piosenka zrobiona na bogato, zupełnie inna niż wszystkie na tym albumie. Czyżby to miała być zapowiedź nowego kierunku, który zamierza obrać wokalistka?

HER to pseudonim Gabrieli Wilson, która po okresie występowania pod swoim nazwiskiem zaczęła używać skrótu od Having Everything Revealed. Jej kariera potoczyła się szybko, a teraz, po udowodnieniu swojej klasy tym najtrudniejszym albumem, bo drugi krążek każdego artysty nazywany jest momentem prawdy, można być spokojnym, że to jeszcze nie koniec:-)

9/10

Zostaw komentarz