Skip to content
15 lis / Wojtek

Harry Connick Jr. – „True Love: A Celebration of Cole Porter ” [RECENZJA]

To już 34 album artysty. Od wydania pierwszej płyty w 1977 roku minęły 42 lata, więc wydaje się wręcz sensacyjne, że ten 52 letni muzyk ma takie tempo nagrywania. Nawet fakt, że pierwszy album Harry Connick Jr. nagrał w wieku 10 lat niewiele zmienia – to nadal jest rekord płodności twórczej. A przecież to artysta wszechstronny: wokalista, aktor filmowy i teatralny, a przede wszystkim muzyk, świetnie grający na fortepianie, umiejący skomponować i zaaranżować muzykę na orkiestrę symfoniczną. Właśnie brzmienie fortepianu z towarzyszeniem dużych składów instrumentalnych jest znakiem rozpoznawczym tego artysty.

Płyta "True Love: A Celabration of Cole Porter" to 13 piosenek jednego z najsłynniejszych amerykańskich kompozytorów piszących musicale i muzykę filmową. Cole Porter jest niewątpliwym bohaterem narodowym, a monograficzne płyty z piosenkami tego kompozytora nagrały takie sławy, jak m. in: Ella Fitzgerald, Oscar Peterson, Anita O'Day, Julie London, Stephane Grappelli i Yo-Yo Ma, Dionne Warwick, Frank Sinatra. Do tego zacnego grona dołącza Harry Connick Jr.

Kluczowy na tej płycie jest wybór piosenek, bo nawet tak doświadczony w wykonywaniu obcego repertuaru artysta miał z tym problem, głównie z powodu bogatego materiału. A sam artysta tak wspomina ten etap:

„…po raz pierwszy tak mocno zagłębiłem się w repertuar innego artysty i Cole Porter był moim wyborem numer 1 . Jego teksty są dowcipne i inteligentne i to bardzo mi odpowiada”

Wybrane piosenki zaskakują konsekwencją, a dla mnie największą niespodzianką jest brak największego przeboju Portera, czyli "Love for Sale". Bo artyście nie chodziło chyba o spektakularne zaskoczenie, a raczej pokazanie artystycznej dojrzałości. Cały materiał zagrany jest z dużą swobodą, z przestrzenią w partiach orkiestrowych i stosunkowo powściągliwą warstwą wokalną. Do tego dochodzi jeszcze fortepian używany tylko tam, gdzie może coś dodać, tak jak np. w "Begin the Beguine" – tutaj partia solowa jest zachwycająca.

Każde spotkanie z tym artystą daje mi sporo radości. Jednak tym razem jest mały niedosyt – cała płyta nagrana w stylu i na poziomie, jaki juz wielokrotnie słyszeliśmy.  Oczywiście Harry Conick Jr. to wciąż artysta przez duże A, bo nawet, gdy ta płyta nie do końca zachwyca, to świadomość, że jeden człowiek jest autorem koncepcji wykonawczej, aranżacji instrumentalnych, a w dodatku jeszcze śpiewa i gra na fortepianie, to można  jedynie podziwiać. I zazdrościć talentu:-)

8/10

Zostaw komentarz