Skip to content
19 kwi / Wojtek

Hozier – „Wasteland, Baby!’s” [RECENZJA]

Hozier pokazał, że jednym dobrym strzałem można dużo zdobyć. Jego singiel z debiutanckiej płyty stał się wielkim przebojem, a nominacja do Grammy w kategorii "piosenka roku" to już było coś. I nic dziwnego, bo "Take me to Church" ma dziś ponad 270 mln odsłon. Nie chodzi tu jedynie o samą piosenkę, bardzo dobrą zresztą i świetnie wykonaną, ale też odważny, prowokacyjny klip. Bo chyba trzeba być bardzo odważnym, aby przy okazji debiutu walczyć o coś ważnego – Hozier w swoim klipie sprzeciwia się homofobii, a przecież sama piosenka raczej o tym nie jest.

5 lat po debiucie.

Można się zdziwić, że najnowsza płyta ukazuje się aż 5 lat po tak udanym starcie. Ale…..napierw artysta przez 2 lata wykorzystywał swoją nagłą popularność, koncertując na całym świecie. Potem zrobił sobie roczną przerwę w Irlandii poszukując spokoju  i inspiracji do stworzenia nowego materiału – praca nad "Wasteland, Baby!'s" trwała 18 miesięcy. Czy to długo? Biorąc pod uwagę dzisiejsze tempo i wielu artystów, którzy wypuszczają albumy co roku, to częstotliwość Hoziera jest raczej nietypowa. Kiedy jednak słuchamy efektu, to nie mamy wątlpliwości, że prawdziwa sztuka potrzebuje spokoju, zresetowania głowy i poszukania prawdziwych inspiracji. 

Marcus Dravs – cichy bohater

Do tego trudnego zadania, jakim dla każdego artysty jest nagranie albumu nr 2, Hozier podszedł metodycznie. Oczywiście napisał dobre piosenki. Ale te prawdopodobnie nie byłyby tak dobrze zrealizowane gdyby nie Marcus Dravs. Ten doświadczony producent jest współautorem i współproducentem większości piosenek z płyty. Jeśli się posłucha całego albumu, odkryje wiele muzycznych i realizacyjnych smaczków, to już nie można mieć wątpliwości, że Hozier dobrze wybrał producenta. Wystarczy wspomnieć, że Dravs to długa lista uznanych artystów, z którymi nagrywał: Coldplay, Bjork, Mumfors & Sons, Florence + the Machine i KIngs of Leon.

Piosenki + wizja = ?

Może żadna z piosenek nie powtórzyła sukcesu pierwszego przeboju Hoziera, ale to żaden wstyd. Jest tu kilka utworów, które mogą być hitami na skalę porównywalną: "Nina Cried Power" i "To Noise Making". Ale właściwie każda piosenka ma swój urok. Bo np.  spokojniekszy "Movement", albo zmysłowy, nieco mroczny "Shrike", to piosenki, których dobrze się słucha.  W tym drugim uwagę zwracają świetna aranżacja i umiejętność śpiewania falsetem. A akurat Hozier warunki głosowe ma imponujace, w dodatku wykorzystuje je bardzo umiejętnie i naturalnie. Na tle jego mocnego wokalu dobrze brzmią głosy drugiego planu, a tych na "Wasteland, Baby!'s" jest sporo. Generalnie ta płyta jest przykładem na to, że muzyka popowa nie musi być banalna, że można w niej pokazać wrażliwość. I mimo, że taka stylistyka nie gości w moich uszach często, to tej płyty słucham z dużą przyjemnością:-)

 

9/10

 

Zostaw komentarz