Idol na żywo
Pierwszy koncert na żywo specjalnie nie zaskoczył. Ale też nie zniechęcił, bo było lepiej niż się spodziewałem. Mamy więc pierwszą niespodziankę. Najciekawsze w tym koncercie było dla mnie samodzielne dobieranie przez uczestników repertuaru, bo to przy okazji jest demonstracja gustu muzycznego i preferowanej estetyki. Większość postawiła na bardzo oczywiste piosenki, znane i kochane. Taki repertuar to zasadzka, bo trudno zaśpiewać lepiej, albo co najmniej inaczej od pierwowzoru, wielkiej gwiazdy światowej muzyki. Z drugiej strony należy pamiętać, że tam gdzie decydują widzowie nie liczy się wielki kunszt wykonawczy, wystarczy zaledwie poprawność. Bo jak powiedział dawno temu inż. Mamoń, najładniejsze są te piosenki, które już znamy. Więc zdecydowanie łatwiej głosować na naszą ulubioną piosenkę wykonaną przyzwoicie, niż mistrzowskie wykonanie czegoś co absolutnie nie jest naszą bajką. Dlatego ciężko jest tutaj oceniać uczestników w kontekście doboru piosenki. Mimo wszystko jednak wolę wybory mniej oczywiste, dlatego najbardziej podobała mi się Patrycja Jewsienia.
Później się okazało, że to wykonanie nie przekonało widzów, co mnie raczej nie zdziwiło. W dogrywce Patrycja zaśpiewała już bardzo znany utwór Roxette, ale znowu wykonała go po swojemu, nie tak krzykliwie i przebojowo jak oryginał. I to jest właśnie potwierdzenie klasy. Na szczęście tutaj o ostatecznym zwycięstwie decydowali jurorzy, nie miałem więc wątpliwości jaki będzie wynik. Cieszę, że Patrycję jeszcze w tym programie usłyszę:-)
Podobało mi się także dwóch facetów. Największe wrażenie na wszystkich, na mnie także, zrobił Adrian Szupke. Jego wykonanie „Born To Be Wild” było autentyczne i przekonujące. To nie jest udawanie, przebieranie się za pana piosenkarza. Taki szczery przekaz musi robić wrażenie, ale ciekawe czy tej świeżości i indywidualizmu wystarczy Adrianowi w kolejnych odcinkach, kiedy będzie musiał wykonać piosenkę nie z jego świata?
Z ciekawością wysłuchałem też Jakuba Krystyana, bo to wokalista, który na pewno ma coś do powiedzenia. Sam wybór piosenki Cohena świadczy o wrażliwości i unikaniu chodzenia na skróty. Jednak jego wczorajsze wykonanie nie do końca mnie to przekonało, w czym mocno przeszkodziła banalna, dancingowa aranżacja utworu. Gdyby zagrać tę piosenkę trochę inaczej, bardziej stylowo, to pewnie bylibyśmy świadkami ciekawszej kreacji.
Najważniejsze w tym koncercie było, że przekonalem się, że ta edycja Idola nie jest tak słaba jak początkowo uważałem. To całkiem udany, z małymi wyjątkami, skład ciekawych wokalistów. I ciągle czekam na odpalenie jakiegoś talentu, bo coś czuję, że wszystko jeszcze przed nami.